środa, 28 grudnia 2011

Neony w moim mieście zmuszają do miłości, czyli KURY-R


R-Kury - neon na żoliborskim wieżowczyku WSS Społem. Wieżowczyk proj. Jacka Nowickiego, będący od dawna symbolem dzielnicy, zbudowano na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Mieści się w nim dom handlowy Merkury, a na pierwszym piętrze, w oszklonym akwarium była kawiarnia Hawana, uważaną w tamtych warunkach za elegancką i tym samym kultową (choć samego słowa w tym znaczeniu nie używano.
Dawny neon był pionowy i zawieszony z drugiej strony, o proszę.

Za komuny byl taki sport zbliżony nieco może do trainspottingu, ale weselszy - obserwowało się neony, w których bardzo często gasły pewne ich części, w oczekiwaniu na interesujące efekty. Na przykład przy stojącym do dziś budyku obok Kina Moskwa był neon reklamowy "Przezorny zawsze ubezpieczony" - a czasami zmieniał się w napis "Przezorny zawsze bez zony".
O ile dobrze słyszałem, w czasach gdy wszystko było jeszcze "po prostu pastelowe", w latach sześćdziesiątych chyba jeszcze, neon promujący Wrocław też zmieniał się czasem treść - zamiast napisu "Wrocław miastem młodości" można było przeczytać, że "Wrocław miastem młości". ;-)
A neony w moim mieście zmuszają - zmuszają do miłości.

Winda na ten sam poziom


Praskie ciekawostki: drzwi do windy, którą nigdzie nie można pojechać, bo windy za nimi nie ma. Po ich przekroczenu można co najwyżej pójść sobie w poziomie przez pustkę, pozostałą po wyburzeniu jakichś dawnych budynków magazynowych. Nie jest to jednak takie łatwe, bo drzwi są zamknięte na klucz.
Drzwi prowadzą z ul. Nieporęckiej przez mur na teren praskiego Monopolu (nietradycyjnie zwanego od jakiegoś czasu Koneserem).
No ale skoro bywają bramy z lasu do lasu...

niedziela, 25 grudnia 2011

Świąteczny kaczor w kościele


Po różnych kościołach bywają kąciki dla dzieci (i słusznie!), żeby dziatwa hałasami i bieganiem wiernych nie rozpraszała.
(Pomyśleć, że przed wojną proboszcz rzymskokatolickiej parafii przy kościele Najświętszego Zbawiciela przy Marszałkowskiej nie chciał dopuścić do budowy miejskiego szaletu nie tyle obok kościoła, ale kilka posesji dalej; a dziś w kościołach są kąciki dla dzieci, zaś toalety pewnie niedługo zaczną umieszczać nie tyle w sąsiednich budynkach, ale w samym kościele, tuż obok kruchty, jak w Szwecji.)
U nas też kącik dla dzieci zrobiono, ale niestety nie jest on w postaci akwarium akustycznie szczelnego, jak planowano początkowo, więc skutki mocno rozminęły się z celami. Na dodatek dzięki niektórym zabawkom kącik wygląda jak całoroczna dekoracja wielkanocna, co w okolicach Bożego Narodzenia daje dość humorystyczny efekt. Brakuje tylko króliczka i pisanek. ;-)

piątek, 23 grudnia 2011

Wola nierobotnicza

Neobarokowa kamienica Tomasza Lisowskiego z lat 1913-14 przy ul. Młynarskiej 7, duma tej części Woli.
Odnowiona, oświetlona, wyeksponowana. Wola to nie tylko wiatraki, robotnicze osiedla i fabryki.
W 1944 tuż obok, za rogiem Wolskiej, przy zajezdni była słynna barykada z tramwajów, broniona przez chłopców od Parasola, a pałacyk Karola Michlera kawałek dalej.

Kolorowa współpasażerka



Siedzi sobie obok swej pani przy przednim siedzeniu autobusu 120 i nawet biletu nie ma, bo nie musi.

czwartek, 22 grudnia 2011

Śledzik przy kolonii Wawelberga


Przedświąteczna domóweczka u kolegi z Pyrlandii, rezydującego teraz jako expat ;-) mniej więcej między Kolonią Wawelberga, Pałacykiem Michla a wolską zajezdnią. Kolega świetnie gotuje i przyrządza, a dziś znów jedna z jego licznych specjalności, czyli surowizna (poprzednio był rewelacyjny tatar).
Śledzik w oleju przepyszny, na zdjęciu dobrze schowany pod ogórkami i papryką. Co prawda według gustu gospodarza jest mocno słony, co dla mnie skutkuje nocą spędzoną na wstawaniu, żeby popijać.
Pyszna surówka oczywiście no i do śledzika wódka "Zielionaja marka" z Kazachstanu.
Na deser pączki (cukiernia Zagoździńskiego za rogiem).
No i dostałem jeszcze sporą porcję tego śledzika do domu. :-)

środa, 21 grudnia 2011

Nie Praga, lecz Żoliborz


Od dawna wisi ten portret w tym mieszkaniu, które po wielu przeprowadzkach prasko-warszawskich znajduje się ostatnio na VIII koloni WSM. Zdjęcie było zrobione kilka lat temu w teatrze, gdy Havel był na premierze swojej sztuki "Odcházení" ('Odchodzenie').
Dziś po raz pierwszy patrzę na to zdjęcie z takim smutkiem. Nie ma już Váška... I nie mogłem pojechać na jego dzisiejszy pogrzeb.
Notabene haniebna jest reakcja Moskwy na ten fakt - a raczej praktyczny brak reakacji. Kondolencji nie złożyli ani prezydent, ani premier, tylko jacyś pomniejsi urzędnicy. To jawne lekceważenie i policzek nie tyle dla Czech, co dla całego wolnego świata.
Policzek tym bezczelniejszy, że po zgonie koreańskiego dykatora i zbrodniarza kondolencje najwyższych władz sowieckich - pardon, rosyjskch! - kondolencje do Phenianu posłano bardzo szybko. Takie postępowanie bardzo źle wróży mieszkańcom Rosji oraz wszystkim innym ludziom sąsiedztwie tego kraju, nawet jeśli nie jest to sąsiedztwo bezpośrednie.

Piwo Sapporo - wiwat Fortuna


Piwo "Sapporo" jest japońskie, a nie z dobrego skądinąd browaru Fortuna, bo chodzi mi o Wojciecha Fortunę, który prawie 40 lat temu w skokach narciarskich zdobył złoty medal na olimpiadzie w Sapporo na wyspie Hokkaido w Japonii. W latach dziewięćdziesiątych Fortuna woził ludzi mikrobusem z Łysej Polany do Zakopanego i kiedyś nawet z nim jechałem.

Piwo, spotkanie z nowopoznanymi przewodnikami (dzięki za zaproszenie) i wszystko inne byłoby fajne, tylko wybrany został na Żoliborzu lokal o nazwie 'Dziki Ryż' - a w nim obsługa niestety jak za peerelu. Jak widać był to nasz ostatni raz tam, a i żadna wycieczka przez tych przewodników oprowadzana na pewno w to miejsce nie zajrzy.
Niemalże z groźbą w głosie obsługa zapowiada 45 minut przed zamknięciem lokalu, że kuchnia przestaje przyjmować zamówienia, a na pół godziny przed zamknięciem nie przyjmują zamówień na napoje. Na kwadrans przed g. 22 rozdano rachunki.
Zdecydowanie tego miejsca nie polecam, a Stołeczna powinna i takie rzeczy w rankingach brać pod uwagę. Takie zachowanie wobec klientów powinno dyskwalifikować lokal we wszelkich konkursach gastronomicznych. "Do Bydgoszczy będę jeździł!" ;-)

Wolałem nie czekać do godziny zamknięcia lokalu, czyli do 22, bo pewnie by zaraz zgasili światło, a opornych wyganiali bez płaszczy na dwór miotłą i ścierką - bo jak wszyscy u nas wiedzą "od tego jest ścierka, żeby była brudna" ;-)

wtorek, 20 grudnia 2011

POSUL na AWoMie

Gościnne występy, reklamujące POSUL na zaprzyjaźnionej Akademii Wiedzy o Mieście dra Marka Ostrowskiego - bo uczelnie nasze nie są konkurencyjne, lecz komplementarne. :-) Liczymy na efekt synergii. Na zdjęciu słuchacze w audytorium na Wydziale Biologii UW.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

"Błogosław ojczyznę miłą"


Przedświąteczny koncert połączony z wykładem Akademii Wiedzy o Mieście - tym razem w ewangelicko-augsburskim (luterańskim) kościele św. Trójcy przy Placu Małachowskiego (gmach proj. 1777 Szymon Bogumił Zug, ukończenie budowy 1781).
Młody Chopin tutaj grał dla cara.
Z kopuły kościoła Józef Bem obserwował początek paskiewiczowskiego szturmu Woli we wrześniu 1831 roku (a czemu stamtąd nie mógł zejść i spóźnił się ze swoimi armatami na plac boju, to już inna sprawa).
Stąd w 1857 Karol Beyer fotografował swoją słynną panoramę miasta (zanim władze zaborcze nie zakazały mu zajmowania się fotografią za karę za masowe rozpowszechnianie zdjęć z pogrzebu pięciu poległych w czasie demonstracji w 1861 roku). Beyer wybrał ten kościół nie dlatego, że ówczene aparaty były ciężkie, a miał tam blisko z domu (bo jego kamienica była na rogu Królewskiej i Krakowskiego Przedmieścia i to właśnie na jej narożniku wzorowano gloriettę hotelu Bristol; kamienica Beyera stała tam, gdzie teraz jest Kopnięty Dom proj. Bohdana Pniewskiego; tyle że kamienicę zbudowano ponad 10 lat po zrobieniu panoramy). Nie dlatego też, że jako kalwin miał dobre układy w bratniej parafii luterańskiej, tylko dlatego że kopuła kościoła luterańskiego była przez lata jednym z nawyższych punktów miasta, a galeria na latarni pełniła dla stosunkowo rzadkich podówczas turystów podobną rolę, jak dziś taras widokowy pekinu (PKiN) - oczywiście toutes proportions gardées.
Gdy Lindley przed budową wodociągów i kanalizacji musiał stworzyć bardzo dokładne plany miasta, za zerowy, główny punkt swojej lokalnej osnowy geodezyjnej (warszawskiej sieci triangulacyjej) obrał właśnie krzyż na kopule kościoła.
Paradoksalnie był to pierwszy kościół warszawski, zbombardowany we wrześniu 1939 roku przez Luftwaffe.
Po wojnie komunistyczne władze go skonfiskowały ruiny, a odbudowywały jako salę koncertową, choć były pomysły zrobienia tu muzeum Lenina lub mauzoleum Bieruta. Kościół zwrócono jakiś czas po odwilży 1956 roku.
Ponadto jest to podobno jedyny protestancki kościół na świecie, gdzie miało kazania aż dwu papieży (Jan Paweł II i Benedykt XVI). No ale żyjemy w kraju, gdzie tolerancję zadekretowano już w 1573 roku aktem Konfederacji Warszawskiej (nomen omen), a przecież 3 lata wcześniej polscy ewangelicy podpisali Ugodę Sandomierską, najstarszy akt ekumeniczny w Europie.

Natomiast tematem wykładu były dzieje warszawskich firm, należących do ewangelików, a opowiadał o tym Tadeusz Świątek.

Potem był krótki koncert w wykonaniu wykładowcy klasy organów warszawskiej Akademii Muzyczynej Fryderyka Chopina, dra Jerzego Dziubińskiego. Na bis zagrał najbardziej polską kolędę "Bóg się rodzi", z której cytat stał się tytułem niniejszego wpisu.

sobota, 17 grudnia 2011

W Warszawie nie ma Życia!!! NIEWIARYGODNE!!!

Warszawskie pożegnania - odcinek naprawdę ostatni...
Zrobiłem dziś wredny dowcip. Z rozpaczy tak zrobiłem. Na swoje usprawiedliwenie mam tylko to, że jeden facet z Krakowa zrobił warszawiakom dowcip jeszcze głupszy.
A dowcip wyglądał tak: dzwonię dziś do zasłużonego przewodnika warszawskiego i praskiego, Mieczysława J. i pytam: "Mieciu, wiesz, kiedy się ukazał pierwszy numer "Życia Warszawy"?
Miecio oczywiście doskonale wiedział (jak każdy z nas, interesujących się naszym ukochanym miastem) i natychmiast z pamięci podał datę dzienną, czyli 15 X 1944.
(Redakcja mieściła się przy Targowej 74 w gmachu DOKP, choć jak twierdził Jerzy Kasprzycki, wcześniej chyba była krótko przy Łochowskiej 37).

Na takie dictum zadaję Mieciowi to bardzo wredne drugie pytanie:
- A WIESZ, KIEDY UKAZAŁ SIĘ OSTATNI NUMER ŻYCIA WARSZAWY?
- ???... [Miecio wiedział]
- DZISIAJ, K*%#A, DZISIAJ!

Taki sam wredny dowcip chwilę później zrobiłem innemu zasłużonemu prażaninowi, Jackowi N.

Otóż decyzją właściciela, krakowskiego (sic!) biznesmena Grzegorza Hajdarowicza ostatni numer Życia Warszawy jako oddzielnej gazety ukazał się dzisiaj.

Będzie się co prawda dalej ukazywać w Internecie oraz tak jak ostatnio, jako dodatek do Rzeczpospolitej, ale tam pewnie tylko pod tytułem Warszawa. Będzie to wielki cios dla popularności tej najlepszej z gazet, mających dział warszawski. Zniknie z kiosków tytuł, towarzyszący miastu od ponad 67 lat.

Za komuny to była formalnie niepartyjna gazeta, jedyna w mieście, która miała prawo do drukowania ogłoszeń drobnych (gazety socjalistycznego koncernu RSW tego prawa nie miały). Mówiono, że z uważnej lektury ogłoszeń można się dowiedzieć więcej o życiu w mieście i kraju, niż z cenzurowanych artykułów redakcyjnych.

Wychowałem się na tej gazecie. Już mając lat mniej niż 10, zaczynałem lekturę jej wydania z winietą na sobotnim, ciemnożótym tle od ostatniej strony, gdzie były wspaniałe "Byki i byczki" Andrzeja Ibisa Wróblewskiego, "Uwagi i rady Sobiesława Zasady" (autor był wtedy "jedynie" kierowcą rajdowym), a potem także "Dzień targowy" Marka Przybylika. Jednak początkiem mojej lektury były nieodmiennie "Warszawskie pożegnania" Jerzego Kasprzyckiego (z ilustracjami Mariana Stępnia), które nauczyły mnie kochać niezafałszowaną przez komunę Warszawę w takim stopniu, jak nauczyła mnie tej niełatwej miłości do zburzonego i w zakłamany sposób odbudowanego miasta Orkiestra z Chmielnej. Jej dawniejsze piosenki chłonąłem, odkąd tylko pamiętam (a na pewno od jakiegoś 4-5 roku życia, gdy ku rozpaczy domowników nauczyłem się posługiwać gramofonem i katowałem nimi nawet moją nianię).

Warszawskie felietony Jerzego Kasprzyckiego nauczyły mnie, że piękne są kamienice secesyjne, neogotyckie, czy neorenesanowe, neobarokowe szkoły, eklektyczne pałace, a także zbudowane z czerwonej cegły fabryki i koszary - wbrew temu, co pisali wtedy wykształceni po uniwersytetach historycy sztuki, potępiający en masse wszystko, co było burgeois, słowem wszystko, co zbudowano między neoklasycyzmem a modernizmem. Felietony te uświadomiły mi, że funkcjonalizm i awangarda architektoniczna nie są wynalazkiem tzw. najbardziej postępowego z ustrojów i że już na długo przed drugą wojną światową powstawała wspaniała architektura bez decorum. Z nich dowiadywałem się, że poza Starym Miastem i Traktem Królewskim, poza tym co zadekretował wszechwładny BOS, jest w Warszawie wspaniała architekutra mieszczańska, przemysłowa, sportowa, ale także że warto zwracać uwagę na stare, na pozór nieciekawe przedmiejskie rudery z cegły, a często i z drewna, traktowane jako niepotrzebny balast przeszłości przez władze miasta (socjalistycznego ale i dzisiejszego) oraz niestety przez niektórych mieszkańców, głównie przez ślepych na wszytko modernizatorów i przedstawicieli tzw. jasnogrodu. Od Kasprzyckiego dowiadywałem o ciekawych miejscach w dalszych dzielnicach, takich jak Bródno, Służew, Okęcie, Targówek czy Szmulowizna. Czytając między wierszami, stamtąd właśnie dowiadywałem się o tej historii miasta, którą komuna skazała na zapomnienie.

Dumny byłem z dziennikarskiego epizodu w moim życiu, gdy w pewnej innej gazecie (już niestety nieistniejącej, ale mającej arcywarszawską nazwę Nowy Świat, do której przeszło na pewien czas wielu dziennikarzy Życia) na jednej stronie działu warszawskiego, obok artykułów Jerzego Kasprzyckiego i Ibisa ukazywały się moje notki, podpisane zwykle tylko trzema literkami pseudonimu.

Życie Warszawy było przez te wszystkie lata najlepszą gazetą informującą o mieście. Konkurencja bywała popularniejsza, ale nigdy nie była lepsza merytorycznie.

Z zamnięciem tej gazety zginął bardzo ważny element tożsamości Warszawy.

Co nam teraz z dzienników zostanie Warszawie? Mizernego ciągle poziomu portal internetowy TVN Warszawa oraz zideologizowana (prawie tak bardzo jak kiedyś Trybuna Ludu), tzw. Gazeta Stołeczna zwana słusznie Wybiórczą, bo na ogół wałkuje ona piórami wytrawnych politruków tematy intersujące głównie samą redakcję et consortes, a tematy dla miasta ważne często pomija, naświetla ze strony uważanej przez siebie za jedynie słuszną lub każe nimi się zajmować niedouczonym i źle opłacanym stażystom.
Nie wspomnę tu w ogóle o poziomie warszawskch części portali Nasze Miasto i Moje Miasto...
Nie ma ŻYCIA w Warszawie.... Niestety.

P.S. Ten sam facet - wymieniony tu już wcześniej - który zamknął Życie, parę lat wcześniej na psy sprowadził, a właściwie zniszczył Przekrój, na którym także się wychowałem.

czwartek, 15 grudnia 2011

Porcelana ćmielowska na rocznicę 15 grudnia.


Wyprodukowany w Ćmielowie fragment porcelanowego izolatora dla pierwszej, zelektryfikowanej w 1936 roku linii kolejowej w Polsce, łączącej Warszawę z Otwockiem z jednej strony i z Pruszkowem z drugiej. W użyciu był aż przez 60 lat i sporo wtedy kosztował (np. wszystkie fabryki porcelany z Rosenthalem włącznie większość przychodów miały z produkcji izolatorów, a nie stołowizny). Prezentowany jest na otwartej właśnie wystawie w Muzeum Politechniki Warszawskiej przy ul. Nowowiejskiej 24 i pochodzi z prywatnych zbiorów Janusza Sujeckiego. Wystawa poświęcona jest 75 rocznicy rozpoczęcia elektryfikacji kolei w Polsce.

Pierwszy elektryczny pociąg z dworca Warszawa Główna do Otwocka odjechał 15 XII 1936 roku o godzinie 11:05.
Dokładniej rzecz biorąc był to pasażerski elektryczny zestaw trakcyjny (EZT) typu E-91wyprodukowany przez warszawską firmę LRL

(czyli Lilpop, Rau i Loewenstein - największą mechaniczną fabrykę kraju, istniejącą do 1944 roku) przy współpracy z zakładami Cegielskiego w Poznaniu i Zieleniewskiego w Sanoku i Krakowie. Po wojnie ocalałe jednostki nazywano EW-51.
Nieco późniejsze zdjęcie takiego pociągu wjeżdżającego na Most Średnicowy jest tutaj.

Ówczesne plany przewidywały elektryfikację całego Węzła Kolejowego Warszawskiego (taka była obowiązująca wtedy nazwa), czyli linii na terenie miasta i poza nim aż do najbliższej parowozowni, czyli np. do Nasielska, do Radomia itd. W następnej fazie planowano elektryfikację linii do Katowic i Zakopanego. Nie wiem czemu nie słyszałem jednak o planach elektryfikacji linii do Gdyni, ale może coś przeoczyłem.

15 grudnia jest więc rocznicą rozpoczęcia elektryfikacji kolei w Polsce i dobrze by było, aby ta data tylko z tym się nam kojarzyła ;-)

Wystawa będzie czynna do końca lutego 2012, czyli o dzień dłużej, niż niektórzy myślą, bo luty w 2012 roku będzie miał 29 dni. ;-)

Tym otruto Litwinienkę... ;-)


Polon, pierwiastek odkryty przez Marię Curie, a ostatnio słynny z tego, że został użyty w Londynie przez kagiebistów do otrucia agenta L, który przeszedł z ich służby na stronę wroga, czyli na "jasną strone mocy" ;-).
Na zdjęciu instalacja artystyczna, wyobrażająca atom Polonu (te cylindry stojące obok to mają być elektrony, liczba podobno się zgadza, a to duże pośrodku to jądro atomowe).
Stoi toto przy Pałacu Staszica.
Obecny kult Marii Kurii jest mocno popierany przez władze jako neutralny, tj. nie kojarzący się z nielubianymi przez rządzącą partię sprawami takimi jak suwerenność, patriotyzm etc.

środa, 14 grudnia 2011

Pomnik Poległych i Pomordowanych na Wschodzie


Pomnik Poległych i Pomordowanych na Wschodzie z 1995 (przy ul. Muranowskiej), autorstwa Maksymiliana Biskupskiego. Pomnik jest bardzo dobry, mimo że jego symbolizm jest - paradoksalnie czy żartobliwie - dość realistyczny. ;-)
Na szerokotorowej platformie kolejowej jadą nagrobne krzyże czteroramienne czyli łacińskie (symbolizujące katolików i protestantów), krzyże dziewięcioramienne (prawosławnych i grekokatolikow) oraz żydowskie macewy, a także nagrobki muzułmańskie.
To jeden z najczęściej fotografowanych pomników Warszawy - szczególnie gdy zapadnie zmierzch, a pomnik jest podświetlony.

Niestety z pomnikiem są związane dwie przykre rzeczy:

1. podświetony jest od dołu głównie niebieskimi światłami, przez co wygląda jak - pardonnez le mot - tuningowana i podświetlona od podwozia na niebiesko bryka dresiarzy z głębokiej prowincji.

2. Często piszący o nim nazwie jego nazwie popełniają błąd gramtyczny. Bowiem nawet na oficjalnej stronie Urzędu Miasta widzimy napis, będący rusycyzmem: "Pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie." To kalka rosyjskiej składni, zwalczanej u nas przez polonistów i zwykłych patriotów za cara, w wolnej Rzeczpospolitej, za peerelu i poźniej, a mimo to do tej pory się panoszącej, a nawet niestety dopuszczanej przez niektóre co permisywniejsze słowniki.

wtorek, 13 grudnia 2011

Światła wielkiego miasta

Noc i światła oraz śnieg - wielcy dekoratorzy i wielcy kłamcy.
Nawet z najbrzydszego miejsca potrafią wyczarować coś zachwycającego.

Wieżowce - gdy są nocą oświetlone - nie rażą swoją banalną architekturą, tak jak czynią to w dzień (a prawdę mówiąc bardzo niewiele z nich reprezentuje jakiś poziom estetyczny). W nocnym oświetleniu nie rażą tak bardzo ani płachty reklamowe na budynkach, ani nawet Stadion Narodowy - summa sumarum przecież jednak okropny (bo jest w zupełnie niearchtektonicznej kolorystyce, poza tym swą wysokością wynosi się i pyszni nad Pragą; pomijam tu sportowy cel istnienia tego obiektu oraz wątpliwości natury ekonomicznej co to sensowności budowy takich obiektów w ogóle.)

Widok z Mostu Gdańskiego:
(Niezbyt ostry, bo ciągle jeżdżące tramwaje powodują drgania.)


Widok z hotelu z Marriott
(Z klubu Panorama na 40 piętrze, miejsca osławionego aferą b. ministra Kaczmarka.)

(Przy okazji - okazuje się, że w Warszawskim Marriottcie nie dają gościom do pokojów polskich gazet, tylko amerykański tabloid USA Today; rozumiem że ten prawie szmatławiec znajdowałem zawsze na wycieraczce, wychodząc rano z pokojów wszystkich chyba hoteli, w których mieszkałem w USA.
Jednak jakoś w Marriottach w innych krajach europejskich się z czymś takim nie zetknąłem, żeby nie dawali gościom prasy lokalnej...)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Powstanie Warszawskie na Pradze



Wykład Karola Karasiewicza z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Powstanie na prawym brzegu objęło Bródno, Targówek i Pragę, a w mniejszym stopniu Kamionek, Grochów oraz Saską Kępę. Trwało kilka dni, choć nie udało się opanować na dłużej żadnego obszaru. Uzbrojenie było fatalne nawet w porównaniu z oddziałami powstańczymi w Warszawie lewobrzeżnej; ledwie 300 karabinów na 6000 ludzi.
Temat wzbudza wielkie, zainteresowanie, więc nie wszyscy chętni zmieścili się w sali, część osób słucha wykładu przez otwarte drzwi z sąsiedniego pomieszczenia.














Kapliczka przy Wileńskiej 31


To rzadszy rodzaj - zawieszona jest w bramie. Dopiero wtedy ujawnia swą urodę, gdy świeci w ciemności.

niedziela, 11 grudnia 2011

Paddy and the Rats


Węgrzy w klimatach irlandzko-szkockich. Dudy, koszulki guiness, cylindry, czapki z daszkiem a la powstanie wielkanocne. A muza - czaderski folk-rock, w linii prostej wywodzacy się oczywiście z muzyki celtyckiej.

Telewizja transmituje...


Trasmisja festiwalu na żywo leci w iTVL.Pl (z wyjątkiem konkursu), ale koncerty festiwalu będą też do posłuchania i obejrzenia później, w archiwum.

Na scenie lillie, pogo na widowni

Percival Schuttenbach 'ostro łoi folkowo', jak na wstępie koncertu zapowiedział Mikołaj (ten to się urządził, poza perkusistą ma w zespole same ładne i dobrze ubrane dziewczyny; sam w trakcie koncertu zmienia ciuchy-a to skóra słowiańska [mniemana], a to powstańcza panterka). To kawałek piosenki z tekstem, który Mickiewicz przerobił na 'Lilie'. Na widowni pogo, ale tym razem się jednak nie włączyłem. :-)


Mikołaj zwywiadowany


Mikołaj Rybacki, wokalista pogańsko-metalowego zespołu Percival Schuttenbach, udziela wywiadu telewizji iTVL.Pl Niedługo zacznie się ich koncert, o czym świadczą kręcące się już tłumy nastolatek, które prawie wszystko mają czarne: miniówy, grube rajstopy, skórzane kurtki, glany, bluzki i co tam jeszcze, a nawet rzęsy, brwi i włosy-tylko własną skórę mają nadzwyczajnie bladą ;-)
Jeśli chodzi o dress-code uczestniczek, to był jednak jeden wyjątek, pasujący kolorystycznie raczej do uwielbianego przeze mnie White Stripes ;-)

Niektórzy do wywiadu woleli się zamaskować:

Inni maskowali się, pijąc piwo.
To pewnie talibowie w delegacji bali się, że ich immamowie rozpoznają. :-)

Komuś reszta za piwo wpadła do piwa.
Nie jest to więc napiwek ani podpiwek, tylko wpiwek.

Podpoznańska wieś


Wielkopolska wieś z niemego fiłmu 'Bartek zwycięzca' z 1923 roku, na żywo muzyka autorstwa Rafała Rozmusa. Przedtem był pierwszy polski film pt. 'Pruska kultura' z 1908 r.
(Bo 'Antoś pierwszy raz w Warszawie' został w tej funkcji jakiś czas temu zdetronizowany.)

Stoisko z japońskimi akwarelami


Autor ostrzyżony na samuraja

Chodź ku mnie

Piosenka cygańska z Albanii. Śpiewają Mariska Natanson z Lublina ;-) i Ania Sitko z Krakowa.
--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Alila w klubie

--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Makam-zespół Tatarów krymskich

Liryczna pieśń o 40 rozbójnikach.
Wszyscy byli zszokowani, dowiadując się po koncercie, ze wokalistka ma.... 12 lat

Tańcząca publiczność wtargnęła na scenę

Transowa, huculska kołomyjka (chyba moja najulubieńsza), grana m.in. w okolicach Żabiego.
Tańczący wtargnęli nie tylko na scenę, ale również za kulisy, przez hol i widownię zatoczyli koło i wrócili na scenę.
Fani Orkiestry św. Mikołaja okazali się godni granej im muzyki i vice versa.

sobota, 10 grudnia 2011

Orkiestra św. Mikołaja w odchudzonym składzie

Jedna z moich ulubionych piosenek o tym, jak Łemko sprzedał starą żonę na jarmarku w Jaszowie, a gdy się połapał, że mu nie ma kto łatać kierpców, tę samą żonę drożej musiał odkupić.

Folknery z Ukrainy

Pierwsze miejsce w konkursie plus nagroda publiczności. Ten zespół to kabaret, dzikość serca, wygłup, niespożyta energia muzyczna. Ekipa jakby wyjęta z porąbanej, awangardowej kreskówki. Bardzo fajne!

Alila z Izraela

Świetni technicznie, aczkolwiek zbyt wiele zagranych utworów bardziej pasowałyby na Jazz Jamboree.
Ten - cale szczescie - nie.

Chłopcy kontra Basia


Bardzo ciekawa rzecz, na pograniczu awangardy, folku, piosenki aktorskiej oraz filmu animowanego ;-) Kiedyś mi się nie podobało, ale dziś bardzo zmieniłem zdanie.

Frument z Radomia

Trio Balkan Strings z Serbii

Ojciec i dwu synów. Grają wariacje nt. 'Dziadka do orzechów' Czajkowskiego do opowiadania E.T.A. Hoffmanna.
(A pierwowzory dziecięcych bohaterów tej bajki mieszkały przy Freta w Domu pod Samsonem na Warszawskim Nowym Mieście - bo urzędnik Hoffmann został najpierw karnie zesłany do Płocka przez pruskie władze cywilne za wykręcanie w pracy różnych numerów interesantom i współpracownikom. Jednak w końcu udało mu się stamtąd wydostać i pozwolono mu mieszkać i pracować w Warszawie.)

Jak widać Serbowie to naród oszczędny i by nie przeinwestować, w razie czego mogą zagrać we trzech na jednej gitarze. 300% normy, po prostu stachanowcy!

Na przykład Majewski: podniósł wydajność z jednego hektara... i przeniósł ja na drugi hektar!

Ale we Wrocławiu dziewczyny też takie rzeczy potrafią, voilà! :-)

Kalokagathos z Częstochowy

Bosonogie wokalistki, ciekawe eksperymenty z białym głosem, wielogłosem i różnorodnym repertuarem. Świetne!
--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Teresa & Jarek & Jarek

Jak Jarek Mazur, to piosenki łemkowskie na syntezatorze szelkowym. Jaj (fu)Jarek to flety i sopiłki.

--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

"Chłopcy kontra Basia" i psiapsióły

W kawiarni w oczekiwaniu na koncert.

--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Dziś na kiermaszu znacznie tłumniej


Hol Chatki Żaka pełen wystawiających swe towary kupców i kupujących.

Bocianie łapy


Drożdżowe ciasto, które wkładało się wiosną do bocianich gniazd, by zapewnić powrót tych ptaków.
Choć zdarzało się na tym festiwalu widywać i inne łapki w bocianim kolorze... :-)

Kapela Rawianie

Scena pod schodami.

Kapela z półdupkiem

Kapela Foktów z Radomia.
A półdupek to bęben obręczowy z brzękadełkami, który widać po prawej i w zbliżeniu. :-)

Catself i Orkiestra św. Mikołaja

Ten akurat kawałek nieco w stylu Tiger Lillies.
Siedzimy w pierwszym rzędzie na podłodze ze słynną wokalistką Mariską N. (nie musiała dzięki Bogu brać w tym koncercie udziału) i się pastwimy.
Np. z pierwszej, solowej części koncertu na plus zaliczyliśmy włosy, buty i rękawiczki. No bo ile można się na scenie zachowywać jak mała dziewczynka...

piątek, 9 grudnia 2011

Szwedzko-norweski Sver

Sympatyczni goście. Rozdawali płyty za darmo, a nawet zaprosili publiczność do tańczenia na scenie.

Tylu klientów, ilu sprzedających


Tegroczny kiermasz na Mikołajkach Folkowych: tylko 18 stoisk, w tym aż 11 z biżuterią i 2 z jedzeniem, ale wyłącznie wegetariańskim, a w kawiarni teraz nawet batonika do herbaty nie da się kupić, bo "nie prowadzą". Puchy. Między kramami prawie nikogo.
Nawet ci z bywalców, którzy od lat co roku mijali się tu bez ukłonu, wymieniając wzajemnie niechętne spojrzenia, teraz witają się kordialnie - jak samotni wędrowcy, którzy pobłądziwszy na pustkowiach, niespodziewanie się spotykają.

Smalec wegański (ROTFL!)


We wczesnej epoce edwardiańskiej peerelowski premier Piotr Jaroszewicz kazał ludzi mamić osobiście przezeń wymyśloną, a wewnętrznie sprzeczną nazwą 'masło roślinne', którą stosowano do pewnego rodzaju margaryny, a był to kilkunastoletni okres deficytu masła. Rzekome masło reklamowano wtedy nawet w telewizji, za osławionego prezesa Szczepańskiego.
Teraz ludzie mamią się sami.

[Nota bene rzecz sama w sobie jest bardzo smaczna - choć z dużej części składa się margaryny, a robiona została przez przez tzw. kooperatywę czyli sympatycznych ludzi, który założyli sobie kołchoz ;-) i sprzedawali na stoisku kilka innych smacznych dań]

Stefan Nowaczek (with the little help of his friends)

W kawiarni w przerwie między koncertami.

"Aleś się zhaftowała!"


Tak ktoś gromko zawołał na cały hol Chaki Żaka.
Słysząc takie dictum, ludzie odwrócili się do tej, do której okrzyk był skierowany.
Istotnie, jej koszula teraz pokryta jest pięknym haftem jej autorstwa. ;-)
Dostałem pozwolenie rąbek jej haftowanej koszuli... sfotografować :-)

Silvayovci z Słowacji

Grają od czardaszy przez Enescu do Michela Jacksona, nie ekstatycznie, tylko wysoce technicznie i z pewnym wyrachowaniem. Niestety, poza tym bardzo, zbyt bardzo eklektycznie. Ale w tym kawałku warto popatrzeć na smyczek i posłuchać akordów.

czwartek, 8 grudnia 2011

Mechanika pojazdów zaprzęgowych ;-)


Kiedyś miałem okno na reklamę z wielkim napisam: "Auto-System Kobyłka" :-)
Rano jadąc z przychodni złapałem gumę i musiałem gdzieś szybko napompować koło, aby dojechać do wulkanizatora, zanim powietrze całkiem ucieknie. Oczywiście przyjechałem do warsztatu na terenie PGRu Bródno przy św. Wincentego.
P.S. Co prawda to zdjęcie od strony ul. Gilarskiej zrobiłem w listopadzie 2008 roku, ale konie w tym miejscu to codzienny widok - na terenie PGRu oprócz PGRowskich sklepów ogrodniczych i spożywczego, centrum edukacyjnego oraz warsztatu samochodowego jest ośrodek hipoterapii oraz oddział konnej policji, więc w okolicy pachnie końmi i często widuje się konnych policjantów. A policjantki jeszcze częściej, bo chyba ten oddział jest bardziej damski niż męski. Widuje się tu często także konie jadące pod kogutem (sic!), na sygnale. Oczywiście w przyczepce dla koni :-)
A sam auto-serwis bardzo przyjazny i kulturalny. Pomogli, poradzili uprzejmie, napompowali za darmo, uścisnęli dłoń i życzyli powodzenia.

środa, 7 grudnia 2011

Niezwykłe U, czyli zgniły kompromis jedzie na Targówek


W polszczyźnie ogólnej albo piszemy coś przez o kreskowane albo przez u zwykłe. Ale dzięki tablicom świetlnym zainstlaowanym przez MZA w autobusach można zobaczyć czasem (pewnie wzorem króla Jagiełły co to "Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek") zgniły kompromis albo dwa w jednym, czyli u kreskowane! ;-)
(Autobus linii 517, sfotografowany na rogu Targowej i Mackiewicza, choć tę drugą ulicę nawet rodowici prażanie rzadko kojarzą, a przecież krzyżuje się ona z odwieczną main street Pragi, choć na tym odcinku jeszcze kilkadziesiąt lat temu nazywała się Wołową)
ROTFL!

wtorek, 6 grudnia 2011

Wiśniowy sad, czyli Łopachin na Białołęce


Czy patronujący temu nowemu osiedlu na warszawskiej Białołęce Wschodniej, wymienieni w lewym górnym rogu reklamy panowie Jankowski i Pulchny tylko nie doczytali dramatu Czechowa, skoro dali nazwę tak dla przedsięwzięcia kompromitującą, czy też może są dumnymi z wycięcia i parcelacji sadu następcami kupca Jermołaja Alesakandrowicza Łopachina, bezwiednie negatywnego bohatera Wiśnowego Sadu?
(Z gorszych wpadek nazewniczych to widziałem już zdjęcie szyldu rosyjskiej restauracji "Последний ужин", czyli "Ostatnia Wieczerza".)
Przecież wszystko prawie na tym świecie można nazwać Wiśniowym Sadem (np. kawiarnię przy Grodzkiej 33 w Krakowie, tu ślę pozdrowienia dla pani Galiny G. z NowoS.), ale nie osiedle! Nawet jeśli przedtem na jego terenie żadnego sadu nie było.

Nieco tylko tych dwu biznesmenów rozgrzesza sąsiedztwo ulicy o nazwie Wiśniowy Sad ;-) - no chyba że oni spowodowali takie jej nazwanie.

A może to tylko mnie się wszystko tak bardzo z Czechowem kojarzy? :-)

Sad w tle, ale jabłoniowy - to przy ul. Białołęckiej, na odcinku między skrzyżowaniem z ul. Wielkiego Dębu a ul. Danusi.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Architekci Stanisława Augusta


Efraim Schröger, Jan Christian Kamsetzer, Szymon Bogumił Zug. Ze swadą opowiada o nich Krzysztof Falkowski, nasz wielokrotny wykładowca, doświadczony przewodnik i społeczny opiekun zabytków.

niedziela, 4 grudnia 2011

Barbary na Bielanach

Kto wie, gdzie na Bielanach prawdziwe gazowe
"latarnie blado świecą
smętnie gwiżdże nocny stróż",
ten zgadnie, w jakiej okolicy rzecz się dzieje.

W małym dworku, a raczej miłej willi, stół zastawiony smakołykami, by uczcić pewną panią Barbarę, chwytającą za serce (i to zawodowo!), zaś prywatnie, z życzliwości i czystego amatorstwa, ale na superprofesjonalnym poziomie leczącą dusze i złe humory swoim uśmiechem.
I ktoś tu "umiał stół ugrupować na kształt obrazu"!
Wiem, wiem, to niezupełnie autentyk, tylko dość dowolna przeróbka cytatu z pewnego nauczyciela zakutych, żmudzkich łbów ;-) I to z utworu, gdzie Warszawę potraktowano z taką ironią, że określenie salon warszawski zbłądziło pod strzechy. O, znów wyszedł cytat z tegoż nauczyciela... ;-)

Na szczególną uwagę zasługiwały solenizantki i jej rodziny wyrobu przepyszne faszerowane jajka oraz niebiańskiego smaku śledzik w oleju pod wódeczkę luksusową (notabene której receptura opracowana została w praskim Monopolu pod koniec lat dwudziestych). Zachwytom gości nie było końca.

Kot, pyszniąc się ;-) na stole, usiłował zostać drugim daniem. :-)
Mimo smakowitego wyglądu, nie został zjedzony tylko dlatego, że był tak ogromny jak tygrys.
To byłoby nie do przejedzenia nawet dla tak licznego towarzystwa. ;-)


Z hobby kuzyna prof. Tarantogi: w tej willi rozbawił mnie napis nad rezerwuarem, to fragment autentycznego plakatu ZMSowskiego.
Kto jeszcze pamięta dziś przyśpiewkę na melodię kujawiaka:
"Wpadła mi do sedesu
odznaka ZeteMeSu?" ;-)

Back to the future


Jest ranek 1 stycznia 2012 roku ;-)
Spowita kablami - jak Grupa Laookona wężami - ekipa radiowej Dwójki nagrywa audycję noworoczną.
Nie było łatwo, trzeba było robić dwa duble.
Wykonawstwo padło na nas, bo podobno w Łodzi gorzej śpiewają, tak rzekł rev. M.J.
Jak to? Jeszcze gorzej? Czy to w ogóle możliwe? ;-)
Tylko ciekawe, kto w Nowy Rok o 8 rano będzie tego w radio słuchał i czy będzie w stanie zwrócić uwagę na jakość śpiewu? Zresztą:
Śmiejmy się, kto wie czy ten świat potrwa jeszcze trzy tygodnie? [Beaumarchais]
A do Nowego Roku tygodnie zostały aż tygodnie cztery!

sobota, 3 grudnia 2011

Mural na Instytucie Radowym


Kolejne dzieło ku czci Marii Kurii ;-)
Umieszczam ten mural na nocnym zdjęciu, bo go może niedługo nie być.
To rok Marii Curie-Skłodowskiej (to kolejność nazwisk co prawda nieprawidłowa, ale przez nią samą używana). Laureatce poświęcono sporo instalacji artystycznych, które niedługo będą usuwane.
Niestety z przedwczorajszym nazwaniem jej imieniem Mostu Północnego przegięto - kolejne działanie tej władzy wbrew opinii obywateli. Ciekawe, że na taki ruch zdecydowała się partia składaąca się z ludzi gotowych własne matki posprzedawać, byle byle tylko partyjne sondaże szły w górę. Ale cóż, jest po wyborach, więc czegóż innego mogliśmy się spodziewać.