środa, 30 maja 2012

Otwarcie odnowionego Dworca Wschodniego na Pradze


Hala główna Dworca Wschodniego po remoncie. Poza ogólnym kształtem bryły budynku niezbyt dużo zostało z pierwotnego projektu Arseniusza Romanowicza i Piotra Szymaniaka (1969).
Teraz panują tu chłodne i industrialne klimaty, ale bardzo niepraktyczne. Trudno będzie utrzymać to w czystości. Siatka pod sufitem zabezpieczy pewnie puszczone górą rury i kable przed gołębiami, ale kurz będzie na tym wszystkim osiadał i się tam magazynował, stamtąd wyfruwał. Ponadto będzie wydzielał zaabsorbowane zapaszki.

W ramach otwarcia krótki wykład Jarosława Trybusia o architekturze dworców. Dali mu tylko 7 minut ale było ciekawie i zupełnie inaczej niż zwykle. Było m.in. tym, że nawet gdy jest kryzys, warto budować dobrą architekturę.
















Nad kasami galeria zdjęć współcześnie spotykanych na ulicach twarzy.
Jest i słynny Czarny Roman, jest i Tadeusz Konwicki.

Cezary Ciszewski z Galerii Fotografii Komórkowej "Fotokomórka" mówił równie krótko co Trybuś, ale za to zabawnie, z biglem, zacięciem i emocjonalnie o tym, jak powstawały wspomniane wyżej portrety warszawiaków.
















Szklane akwarium nie wiem po co, ale na pewno niejeden śpieszący się przez halę główną rozbije sobie o nie nos.

Nowa poczekalnia. A gdzie oparcia? Życzę projektantom ławek, żeby musieli na nich kilka godzin posiedzieć. Ech ci artyści... Elementarny brak wiedzy ergonomicznej, ale po prostu myślenia i empatii.







Więcej fotografujących niż fotografowanych - takie wrażenie odniosłem, samemu robiąc powyższe zdjęcie.
Miło było spotkać nieco znajomych oraz nawiązać kontakty, które się od dawna nawiązać planowało.
















Radziecki telewizor Rubin w wersji king size - z obowiązkową paprotką.
Ma ze 2 metry wysokości, więc bardzo wyrósł przez te lata, gdy go nie widywałem.  ;-)













Tablica odjazdów już działa i napisy ma całe szczęście także cyrlicą.  
Bowiem kompromitujące jest dla nas, Polaków, lekceważenie w naszym kraju faktu, że mieszka tu i bywa bardzo wielu ludzi, dla których cyrlica jest naturalnym alfabetem. W Berlinie bankomaty i biletomaty mają przecież również polską wersję językową interfejsu użytkownika. ;-)


Skoro już zahaczyłem o temat pokraczności różnych tłumaczeń - powyżej jest dowód, że niezbadane są meandry myślenia tłumaczy slangu technicznego i często prowadzą do takich jak powyższy kuriozów jezykowych.
A słowa zdalny nie znali? ;-) Podejrzewam że użyli Google Translate.

W poczekalni już ktoś czeka, a otwarcie dworca dla pasażerów dopiero jutro.


Wprowadzenie do koncertu, czyli hermeneutyka muzyki - co poeta miał na myśli wytłumaczył nam sam poeta, czyli kompozytor Steven Reich.

Kolejowa muzyka Reicha na kwartet smyczkowy. Utwór Different Trains wykonał kwartet w składzie Julia Kubica, Dagna Sadkowska, Wojciech Walczak, Filip Rzytka. Interesujące, ascetyczne Komputerowe wizualizacje w tle autorstwa Patrycji Petryk.
Szkoda tylko że wirtualna podróż kolejowa prowadziła z z Krakowa do Gdańska, a nie do polskiej, modernistycznej Gdyni i że pominięto Kutno.



Już po imprezie. Pracownicy zwożą sprzęt - jak burłacy na Wołdze. ;-) 

--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

poniedziałek, 28 maja 2012

Wykład terenowy-willa Żabińskich w zoo

Tym razem wykład jest poza stałą siedzibą i w dodatku częściowo plenerowy: zwiedzanie niedawno wyremontowanej, słynnej na całym świecie (dzięki tej książce), a na codzień niedostępnej, służbowej dyrektorskiej willi w zoo, zwanej willą Żabińskich (od najsłynniejszych jej lokatorów). 
Bowiem po trzech latach istnienia POSUL czyli Praski Otwarty Samozwańczy Uniwersytet Latający dojrzał wreszcie do swego pierwszego lotu poza gniazdo (noblesse oblige!) i poleciał na wykład do warszawskiego zoo na Pradze.
Studenci POSULu byli jedną z pierwszych polskich grup, która miała szansę obejrzeć wnętrza tej willi po jej remoncie. 
Zjawiliśmy się tu na zaproszenie wicedyrektor zoo, pani Ewy Zbonikowskiej, wspaniałej i niestrudzonej popularyzatorki zoo i jego historii, świetnej wykładowczyni. 
Katedra wykładowczyni tym razem jest imaginacyjna, a fotel wykładowcy zastępuje zielony kubełek.
Zresztą i w grupie studenckiej zaznacza się wyraźnie przeciwpożarowy pion wiaderny 
(choć chwilowo jest to poziom).
Wiadomo, wykład musi być dobrze zabezpieczony. ;-)

Jak widać, do sekcji należą m.in: zasłużony rektor innej, zaprzyjaźnionej z POSULem uczelni varsavianistycznej (czyli dr Marek Ostrowski, twórca Akademii Wiedzy o Mieście, drugi z lewej w jasnobłękinej koszuli), Karol Karasiewicz z Muzeum Powstania Warszawskiego, specjalizujący się w tematyce Powstania Warszawskiego na Pradze (pierwszy z lewej w czerwonej koszulce), Mariusz Prządak, zwycięzca ostatniego Retroringu, czyli Amatorskich Mistrzostw Wszechświata w Znajomości Warszawy (ten z osełedcem alias irokezem na głowie) oraz długoletni bywalcy POSULu - Lilka, Ania i Juras. 

- Czy pan będzie uprzejmy się poczęstować offem strong? ;-) 
Bowiem płyn antykomarowy w aerozolu to inny bardzo istotny element technicznego zabezpieczenia imprezy i chętnie się nim dzielą z sąsiadami koleżanki z tzw. loży kanapkowej (chodzi o kanapkę, na której zwykle te koleżanki siedzą na stacjonarnych wykładach) 

Po części teoretycznej wykładu ćwiczenia laboratoryjne, to jest zwiedzanie wyremontowanego wnętrza willi. Kominek zbudowany własnoręcznie przez dra Żabińskiego, oryginalny jest również fortepian, pochodzi z przedwojennego wyposażenia mieszkania. Syn dra Żabińskiego obejrzał to pomieszczenie po remoncie i powiedział, że wygląda ono tak samo jak w czasach jego dzieciństwa, ale dodał że wtedy nie było tak czysto - w willi mieszkało na codzień wiele zwierząt. :-)
Nasza wykładowczyni opowiada o dziejach rodziny Żabińskich i o ukrywanych tu z narażeniem życia w czasie okupacji kilkunastu Żydach. 

Tu w piwnicy było wyjście tunelem, umożliwiające dyskretną ucieczkę z willi w razie niespodziewanej wizyty Niemców. 

 
A tu wylot tunelu, wtedy był ukryty w ptaszarni, dziś jest to na trawniku niedaleko willi.

Po zwiedzaniu jeszcze obserwacje przelotnych dzikich ptaków.
Jakie to były ptaki ? Podpowiedź wyszyta na koszuli. :-)


Na koniec wręczenie pani Ewie Zbonikowskiej dyplomu-podziękowania za zaproszenie POSULu do niedostępnego na ogół miejsca i za świetny wykład.Jeszcze raz dziękujemy!P.S. Jedna z relacji ukazała się już w na niezależnym praskim portalu Twoja Praga, a drukowana recenzja w Stolicy ukaże się w najbliższym numerze tego warszawskiego miesięcznika, który jest naszym patronem medialnym.

niedziela, 27 maja 2012

Wspólne zdjęcie na Moście Kierbedzia










Widoczne pod naszymi stopami fragmenty najsłynniejszego mostu Warszawy znajdują się na Golędzinowie w tzw. soczewce, na pilnie strzeżonym terenie. Wydobyto je z dna Wisły we wrześniu zeszłego roku. Przypadkiem przyglądałem się przygotowaniom do wydobycia.
Tego dnia widzieliśmy jeszcze sporo różnych innych, rzadko odwiedzanych miejsc.
(P.S. po prawdziwym, przedwojennym moście Poniatowskiego chodziłem z wycieczką rok temu.)

piątek, 25 maja 2012

Z działkiem przeciwpancernym nocą przez Żoliborz Oficerski

Jedziemy sobie rowerami z sąsiadką późnym wieczorem przez Żoliborz Oficerski w ważnej sprawie, dotyczącej zabytków techniki, a tu przy ul. Krajewskiego stoi samochód na wrocławskich blachach, a na lawecie... armata! 
O, jaka niewielka! ;-) 






Zagaiłem żartem:
- Pan z tym sprzętem pod Mokrą?
- Nie, na Cytadelę, ale nie mogę trafić.
- Cytadela duża, trafi się nawet bez celowania. Ale właśnie natrafił pan na przewodników.

W końcu stanęło na tym, że na miejsce poprowadzimy. 
Wyobraźcie sobie - jedzie sobie nocą przez Żoliborz van z napisami reklamowymi "okna", ale na przyczepce zamiast okien PCV niemieckie, trzysiestosiedmiomilimetrowe działko przeciwpancerne  PAK 36.
Zaś przed nim, jak honorowa asysta przed limuzyną VIPa - dwa rowery!

(Choć rowery zupełnie nieprzystających do siebie nawzajem typów, to nie ma się co śmiać, w pewnym okresie często policjanci na rowerach eskortowali nawet karety władców.)

Odruchem nabytym jeszcze w czasach kontaktów handlowch z nieistniejącym już WOW ;-) pokierowałem poniemieckiego pepanca na wrocławskiej lawecie ulicą Dymińską, do Bramy Powązkowskiej (Konstantynowskiej).
- No to jestśmy na miejscu. To robimy przygotowanie artyleryjskie, czy od razu szturmujemy?
Jednak po rozmowie z uzbrojonym w peem wartownikiem zupełnie cywilnym (o, tempora, o mores!) okazało się, że trzeba jednak wjechać od ul. Czujnej, bramą Bielańską (Michajłowską). Poprowadziliśmy więc rowerowo-artyleryjski konwój dalej ulicami Mickiewicza i Krasińskiego. Tam przy rogu Czarnieckiego spotkaliśmy się z zawiadomionym telefonicznie kolegą, który wybiegł specjalnie z domu, by zobaczyć ten przedziwny korowód, w swym artystycznym wyrazie wręcz postmodernistyczny.
Kolega obejrzał działko fachowym okiem zawodowego historyka techniki, wymienił parę uwag z właścicielem armatki na temat różnic w dawnych i obecnych technikach nitowania i się miło pożegnaliśmy z sympatycznym wrocławianinem. Dalej już sam pojechał Wisłostradą na miejsce, by po noclegu wziąć udział w sobotnich i niedzielnych rekonstrukcjach historycznych w ramach VII Warszawskiego Konwentu Gier Strategicznych Grenadier. Powodzenia!

czwartek, 24 maja 2012

Najokazalsza bramka futbolowa świata jest na Pradze



















Do do takiej bramki aż chce się strzelać gole!
Aż się piłka rozmyła w locie od własnej prędkości.
Nawet Stadion Narodowy ze swoimi brameczkami naszej bramie na Pradze nie podskoczy! ;-)Niby koło wilanowskiej Świątyni Opatrzności w ramach przygotowań do Euro 2012 ma powstać największa bramka futbolowa świata, do której (ponoć w ramach bicia rekordu Guinessa) mają strzelać seriami gole nawet biskupi.Ale dla nas tu na prawym brzegu to nic nadzywczajnego, dla nas to "mięta z bóbrem" jak mawiał Szmaja Piskorszczak. Na Pradze już od około 80 lat na codzień używa się do treningu nawet najmłodszych zawodników bramki futbolowej, która nie dość że wielka, to jest chyba najokazalszą bramką na świecie: neoklasycystyczna, z podwójną kolumnadą w porządku doryckim, z płaskorzeźbą orła w tympanonie frontonu, tryglifowym fryzem z reliefowymi kołami kolejowymi i elektrycznymi piorunami zamiast metop, flankowana przez dwa trzykondygnacyjne alkierze, kryte metalowymi dachami namiotowymi, a zaprojektowana przez słynnego architekta, prof. Mariana Lalewicza, twórcę wielu monumentalnych, modernistyczno-klasycystycznych budynków w całej Polsce, ale także w Moskwie i Petersburgu.


Koncert Jacka Kleyffa przy Wileńskiej


Klub Projekt przy Wileńskiej 21, mało miejsca dla tak licznych fanów, sporo osób stało za drzwiami.
W witrynie odbijają się zbudowane na miejscu Dworca Petersburskiego kolejowe bloki po parzystej stronie Wileńskiej.
Sam koncert świetny, a wspólne belgijskie piwo klasztorne po koncercie również - także ze względu na miłe towarzystwo i pogaduchy z najróżniejszymi ludźmi. Nawet sam Artysta zdecydował się na dwa łyki cudeniek produkowanych przez zakon trapistów. Więcej nie mógł, bo samochód...


Jedzie S-Bahn

Wspomnienie Berlina Wschodniego w stylu piosenki turystycznej. Karol Płudowski gra miły, kameralny koncercik przy Kępnej 15 na Starej Pradze w restauracji Entropia.
--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

poniedziałek, 21 maja 2012

Muzeum Neonów



















Od przedwczoraj działa w Warszawie Muzeum Neonów, a konkretniej znajduje się ono na prawobrzeżnym Kamionku, przy ul. Mińskiej 25 (teren d. Juty/Pocisku/WFM/PZO, ob. zwany Soho Factory). Znaczy to, że znów mamy w Warszawie po naszej stronie Wisły trzy muzea (znów, bo niedawno jedno z nich, Muzeum Liczników Elektrycznych z Targówka Fabrycznego, niestety wyniosło się na Żoliborz).
O tym nowootwartym muzeum prezentującym oryginalne, wyremontowane polskie neony wyprodukowane od lat sześćdziesiątych do osiemdziesiątych opowiada związana z Muzeum Aneta Alicja Żmijewska, autorka blogu WarszawskieNeony.WordPress.com (z prawej przy komputerze)
Część praktyczną czyli demostrację techniki neonowej prowadzi p. dyr. Jacek Hanak (z lewej, z mikrofonem) z praskiej firmy Reklama, która wyprodukowała większość z warszawskich neonów i wiele z krajowych. Reklama znajduje się niedaleko siedziby POSULu, przy Grodzieńskiej 37, choć ostatnio z powodów formalnych podaje adres na przy Młocińskiej 9. To co widać na górnym zdjęciu po prawej od ekranu i tego dolnego lustra, to tajemnicza walizeczka demonstracyjna pana Hanaka z rurkami neonowymi:



Oprócz bywalców na sali bylo widać sporo nowych osób:












Na razie muzeum jest czynne od wtorku do niedzieli od g. 12 do 18
Wbrew temu co napisałem wcześniej, wstęp do muzeum bezpłatny niestety nie jest, niniejszym odszczekuję.

piątek, 18 maja 2012

Się Gra

Znów gra słynne, lubelskie trio - tym razem nie typową dla nich muzykę bałkańską, ale klezmerską.
--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Tziganz Fanfara Avantura

Tym razem same chłopy z wielkimi trąbami - to ekipa z Pyrlandii, każdy ma przezabawny pseudonim w stylu współgrającym z nazwą zespołu, a muzyka bułgarska i inna bałkańska lub turecka, tak jak ten utwór 'Aman, Aman'
--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Sutari

Kolejny świetny girlsband, jeszcze bardziej feministyczny. Bardzo ciekawe użycie śpiewu. Jako instrumenty podkradzione matkom z
kuchni naczynia.

--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Same suki

Tak się nazywa ten sympatyczny girlsband ;-) Jednak oprócz dwu suk biłgorajskich zespół ten ma w instrumentarium także nieco podobną do nich fidel płocką, perskie kamencze i wiolonczelę, więc do kompletu brakuje tylko violi da gamba. Jest za to Patrycja z Poznania ze swoim nieśmiertelnym zestawem perkusyjnym w wersji turystycznej. ;-) Tekst ballady świadczy o tym, że mroczne historie o matkach przechowujących trupy własnoręcznie pomordowanych dzieci zamurowane w piwnicy w beczkach to nihl novi sub sole.

Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

wtorek, 15 maja 2012

Podziemia toaletowe

Gdy się idzie piwnicznym korytarzem budynku Wydziału Ekonomii UW przy Długiej, widzi się strzałkę kierującą do bufetu, a wskazującą najwyraźniej ... hm... 
Osobiście uważam, recycling jednak nie powinien sięgać aż tak daleko.... ;-) 
Nie odważyłem się za te drzwi nawet zajrzeć....

Zajrzałem więc za inne drzwi oznaczone trójkątem i co zobaczyłem? Cóż za rytm! Gdyby nie to, że zdjęcie pochodzi z prawdziwej toalety, a układ zielonych wiaderek spełnia jakieś stricte praktyczne a nie estetyczne funkcje, to niejeden znawca by się tym mógł pozachwycać (jak krytyk w "Nie lubię pniedziałku" zachwycał się nośnikiem dryblinek w niedalekiej Zachęcie). 
Przypomina mi to wystawione w Berlinie dzieło jakiegoś artysty awangardowego poczatku lat osiemdziesiątych, z którego to dzieła (i artysty) kpił Lem w książkowym wywiadzie-rzece, przeprowadzonym w latach stanu wojennego przez Stanisława Beresia. 

Podniebny tunel


Tunel w podziemiach Wydziału Ekonomii UW przy Długiej.

A dlaczego podniebny? Voilà:

Po lewej widać szczyt budynku, stojącego prawie dokładnie na miejscu tzw. nowego Pasażu Simonsa, zniszczonego w czasie Powstania wraz ze starym, bardziej znanym Pasażem Simonsa. W tym kompletnie nie pasującym do otoczenia wieżowczyku z okresu peerelu mieści się  filia praskiego ITR, instytucji bardzo starej i wielce zasłużonej dla polskiej techniki.

poniedziałek, 14 maja 2012

Stolicy zagadki i sensacje


Trzecia część wykładu Andrzeja Grodzkiego.
Tym razem o sensacyjnych i tajemniczych wydarzeniach okresu okupacji. Zaczynamy od nieudanego zamachu na Hitlera 5 X 1939, który miał mieć miejsce na rogu Nowego Światu i Al. Jerozolimskich (wszystko było przygotowane, ale chyba zamachowcy przerazili się konsekwencji) i od udanego zamachu na aktora, szpiega i kolaboranta Igo Syma. Ponadto o Akcji pod Arsenałem, Akcji Góral i paru mniej znanych akcjach podziemia, jak zamach na Adrię. 
Dziś na sali widać sporo nowych twarzy.

poniedziałek, 7 maja 2012

Pajęczarze chmielnikowi

Murarz-tynkarz-akrobata i betoniarz-spadochroniarz. ;-) 
(Kto śledził ogłoszenia firm - obecnie zwanych head-hunterami- za Edwarda Rozrzutnego i Wojciecha Groźnego, ten wie dobrze, o czym piszę)

Na zdjęciu  na platformie podnośnika widoczna jest koleżanka Dagmara ze Świdnika ;-) i właściciel chmielnika, czyli ja ;-)
A poważnie to napotkany po drodze chmielnik gdzieś w okolicach Łęcznej.
Nz. zawieszanie sznurków, po których będzie się wspinał młody chmiel.
P.S. Pola Lubelszczyzny w mojej pamięci zawsze są pełne chmielników i słupów wysokiego napięcia.

Lubelskie nastodólne hafty murarskie


Na Lubelszczyźnie nie tylko kobiety haftują. Haftowane krzyżykowe ;-) wzorki upodobali sobie także murarze stodół i innych wiejskich budynków gospodarczych - oczywiście przy akceptacji miejscowych drobnych inwestorów, czyli gospodarzy. Haftowane stodoły to typowa sztuka ludowa: oddolna i skonwencjonalizowana, z estetyką narzuconą przez praktyczną formę oraz dostepne wtedy na rynku materiały. Charakterystyczne dekoracje pojawiały się od epoki Wiesława Ponurego aż po czasy Wojciecha Groźnego. Kulminacja tej stylistyki była za Edwarda Rozrzutnego, wtedy po prostu najczęściej była okazja do takiej twórczości. Dekorowano głównie murowane szczyty, bo dłuższe ściany najczęściej budowano z desek ze względu na potrzebę przewiewu (przy murowanych ścianach słoma czy siano gniją, nawet jeśli zostawi się w murach otwory). Zwykle wzory tworzono z dwu materiałów: taniej szarej cegły silikatowej i czerwonej cegły ceramicznej. Rzadziej używano najtańszych, domowej roboty pustaków z szarego żużlobetonu lub kupowanego, białego siporeksu.

Na elewacjach widuje się czasem także krzyże, ale mnie tym razem udało się znaleźć tylko kielich.
Gdyby to były Sudety, napisałbym nawet, że husycki. ;-)

Charakterystyczne romby są wynikiem stosowanego układu cegieł i raczej nie są spowodowane wpływem architektury krzyżackich zamków i kościołów (tam charakterystyczne romby zamków i kościołów były robione z ciemniejszej cegły zendrówki, wplecionej w tło muru z normalnej cegły wiśniówki - potem powtarzały to prowincjonalne kościoły Mazowsza). Raczej widziałbym tu plastyczne wpływy haftów ukraińskich. ;-)
Podziwiałem te podlubelskie dzieła od dawna, ale wreszcie przy okazji wyprawy po okolicach Chełma zdecydowałem się na zrobienie jakiegoś reprezentatywnego wyboru takich obiektów.
Ostatnie zdjęcie przedstawia budynek co prawda mieszkalny i bez ceglanych wzorów, ale z powodu doboru materiałów też zahaczający o tę stylistykę (jest to plebania parafii polskokatolickiej w Turowcu). 











P.S. Stworzę też tu kiedyś kolekcyjkę mazowieckich zabudowań gospodarczych z czerwonej cegły i nieobrobionego kamienia polnego.