sobota, 25 czerwca 2022

Lwowska srodmiesciepld

W początkach XVIII w. po założeniu folwarku Koszyki na gruntach dawnej jurydyki Bielino. Był to majątek i pałacyk króla Stanisława Augusta. Wybudowany w 1753 roku, w 1787 został przez króla podarowany bratanicy - Teresie Tyszkiewiczonej. Wtedy właśnie nastąpiła modernizacja wykonana najprawdopodobniej według projektu Dominika Merliniego, budowniczego królewskiego. Koszyki stały się luksusową choć niewielką rezydencją. W roku 1788 do starej oficyny dobudowano pawilon mieszkalny, w drugiej oficynie urządzono pokoje i kordegardę, a w dobudówce wozownię i stajnie, pałacyk zyskał czterokolumnowy portyk, sień została wymalowana w trofea przez Aleksandra Rosenbacha, we wnętrzach położono nowe obicia papierowe, a w dachu urządzono nawet obserwatorium astronomiczne! Założono maneż i przeformowano ogród pod okiem ogrodnika królewskiego Tietza. Następnie folwark podarowany został lekarzowi Glayre'owi, później należał do Morskich i Potockich, został przejęty wreszcie przez władze carskie.
reformatorów Oświecenia, znanego pod nazwą Nowa Wieś (dzisiejsza ul. Nowowiejska, dawniej 6-go Sierpnia). Na starych planach widać równe rzędy zagród włościańskich, ciągnących się w tej słabo zamieszkałej okolicy, wzdłuż jedynej ulicy między dzisiejszymi placami Zbawiciela i Politechniki. Postawiono solidne murowane domy z wysokim dachem, które dzisiaj nazwalibyśmy bliźniakami w stylu dworkowym. Każdy z nich miał portyk z wejściami, do dwóch mieszkań. Każde mieszkanie to sień i trzy pokoje na parterze oraz pomieszczenia na poddaszu. Przeniesiono tam wtedy wywłaszczonych właścicieli gospodarstw z likwidowanej wsi Jazdów oraz spod skarpy - z terenu dzisiejszych Łazienek i Parku Ujazdowskiego. Król nie chciał się pospolitować z plebsem. Nową Wieś zlikwidowano ostatecznie dopiero w 1930 roku.
Ostatnie ślady osady Nowa Wieś zniknęły dopiero w 1930 roku, ale już w połowie XIX wieku znalazły tu siedzibę liczne ogrody (Grobicki, Kulczycki) i majątki (Sitkowscy, Wicherkiewiczowie, Radziszewscy). Znalazły się też tutaj warsztaty rzemieślnicze, głównie stolarskie, oraz ufundowany w 1876 przez hrabiego Feliksa Sobańskiego (ten od pałacyku w Alejach Ujazdowskich, skoligacony z Jarosławem Iwaszkiewiczem) zakład dla nieuleczalnie chorych (po 1882, czynny do dzisiaj, zachowana oficyna autorstwa pomocnika Henryka Marconiego, budowniczego III klasy Władysława Hirszla).
Wał miejski
Na miejscu podupadłego folwarku Koszyki, zburzonego w 1899 roku, wybudowano, również na przełomie stuleci, nowoczesną na owe czasy - a po doposażeniu również i dzisiaj - halę targową (1902 projekt Juliusza Dzierżanowskiego, budowa 1906-09). Autorem dekoracji rzeźbiarskiej był Zygmunt Otto. Prace budowlane prowadziła firma Kuksz i Luedtke. Piękne budynki do dzisiaj są ozdobą tej okolicy, choć bardzo ucierpiały na skutek nieprzemyślanych prób "modernizacji". Realizacje tego czasu odznaczają się wyrafinowanymi zdobieniami - przykładem może być głowa byka nad wejściem do hali "Koszyki". Było to kiedyś, w odróżnieniu od innych bazarów warszawskich (na Rynku Starego Miasta - na placu Mirowskim - za Żelazną Bramą - na placu Witkowskiego (hale Kazimierza) - róg Oboźnej i Leszczyńskiej - na Mariensztacie - na placu św. Aleksandra - na Ordynackiej róg Kopernika),  sponsorowane przez miasto targowisko dla zamożniejszej i bardziej eleganckiej klienteli - bo też tacy byli okoliczni mieszkańcy. W tej chwili to jedyna secesyjna hala targowa w Warszawie. Dzięki protestom, w które również się włączyłem, nie spełniła się szczęśliwie groźba barbarzyńskiego nadbudowania obiektu szklanym pudłem (>>). Ostateczny kształt Koszyków po remoncie zakończonym w roku 2016, polegającym na wyburzeniu starej hali i postawieniu jej na nowo w nowej technologii z wykorzystaniem starych elementów w charakterze atrapy (JEMS Architekci) jest bardzo ciekawy wizualnie.

środa, 25 maja 2022

Giełda samochodowa w Warszawie - historia wczesnych lat

Pierwsza giełda samochodowa była pod Pałacem Kultury. Nieoficjalna, bez nazwy, nawet nazwa targ motoryzacyjny była zakazana, bo w socjalistycznym kraju było to niezbyt legalne, więc udawali, że spotykają się i wymieniają częściami i samochodami fani motoryzacji.
Niemniej władzę kłuło w oczy takie porównanie kapitalistycznych produktów jakim były samochody przedwojenne i te z demobilu z socjalistycznym pałacem i wykopali ich pod wiadukt na 3 Maja. Dopiero stąd przeszli na Dziką już jako legalna giełda samochodowa. (Weldon)

wtorek, 17 maja 2022

Długie dzieje cenzury w Polsce - słowa na stosie. (prof. Janusz Tazbir)

prof. Janusz Tazbir
Słowa na stosie. Długie dzieje cenzury w Polsce
3 MARCA 2001 11 MINUT CZYTANIA
Cenzuralna dbałość o dobre imię Rosji i Rosjan posiada w Polsce swoje historyczne tradycje, sięgające połowy XVII stulecia.
Już w 1650 r. legacja rosyjska, przybyła do Warszawy, domagała się surowego ukarania czterech autorów opisujących zwycięstwa Władysława IV Wazy nad Moskwą w sposób dla niej obelżywy. Daremnie strona polska tłumaczyła, że także i o Rzeczypospolitej za granicą „wiele obraźliwych rzeczy piszą, a przecież król i my tego za ubliżenie nie mamy". Ostatecznie, aby ułagodzić rosyjskich posłów, kat spalił na warszawskim rynku te wydarte z inkryminowanych ksiąg strony, na których dopatrzyli się oni obrazy swego władcy, państwa i narodu.
Hańba na Koronę
Ofiarą tej literackiej egzekucji padł m.in. poemat Samuela Twardowskiego „Władysław IV, król polski i szwedzki"(Leszno 1649 i 1650). Wywołało to powszechne oburzenie w całej Polsce, o którym poselstwo rosyjskie niezwłocznie doniosło do swej stolicy. Miano nawet w Warszawie mówić, iż lepiej byłoby zerwać pokój z Rosją czy oddać jej parę miast, aniżeli dopuścić, aby taka hańba „spadła na Koronę i Wielkie Księstwo Rosyjskie". Panującym wówczas nastrojom dał m.in. wyraz Wacław Potocki pisząc:
„Nie trwóż mnie, cny Twardowski, nie pokazuj z żalem
Pracy swojej przed grubym [tu: barbarzyńskim] spalonej Moskalem".
Z akcji jednorazowej poczynania cenzuralne rosyjskich dyplomatów dość rychło przekształciły się w systematyczny nadzór nad literaturą polską. Przebywający od 1674 r. w Warszawie Wasyl Tjapkin, stały przedstawiciel cara przy królewskim dworze, skrupulatnie zbierał polską poezję polityczną, którą następnie odsyłał do tak zwanego Posolskiego Prikazu (odpowiednik dzisiejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych). Wśród ponad dwudziestu tłumaczy, jakich ten urząd stale zatrudniał, kilku specjalizowało się w przekładach z języka polskiego.
Zwłaszcza „Muza polska na wjazd Jana III do Krakowa", pióra Stanisława Herakliusza Lubomirskiego, wywołała takie oburzenie carskiego wysłannika, iż zapowiedział hetmanowi wielkiemu Michałowi Pacowi, że nie może się spodziewać przychylności Rosji, jeśli będzie się pozwalać na druk tak obelżywych, nieprzyjaznych i szyderczych utworów. I nie tylko druk, skoro Tjapkin zbierał również rękopiśmienną poezję polityczną, którą posyłano do Moskwy, gdzie była tłumaczona na rosyjski. Daremnie usiłował go zmitygować osobiście sam Jan III Sobieski, wymawiając, że posyła swym przełożonym utwory mające pokłócić Rosję z Polską. Inna sprawa, że nasi historycy literatury kwitują z wdzięcznością te poczynania cenzuralne sprzed przeszło trzystu lat. Dzięki nim bowiem dowiedzieli się o istnieniu pewnych poematów politycznych, które dziś są znane jedynie w przekładach, spoczywających w moskiewskich archiwach.
Jeszcze bardziej od samej „Muzy polskiej" oburzył stronę rosyjską dodany do niej anonimowy poemat, w którym ze zgorszeniem podkreśliła takie zwroty jak „niewierna Ruś, durna Moskwa, uparty moskwiczyn". Długo o nich pamiętano, skoro jeszcze w 1686 r., podczas podpisywania tak zwanego traktatu Grzymułtowskiego, carska dyplomacja wśród wielu powodów, dla których nie może dojść do zwrotu Kijowa Rzeczypospolitej, wymieniła także i ów poemat. Trudno się w tym miejscu powstrzymać od wyrazów uznania dla „służb śledczych", które potrafiły ustalić nawet nazwisko bezimiennego autora. Był nim sam Wacław Potocki; do złamania literackiego szyfru przyczynił się anonimowy wiersz polski, który w 1677 r. także został przełożony na rosyjski. Jego autor zapowiadał, że za zuchwałe uwagi Potockiego zapłaci biedna Litwa, na której Moskwa będzie szukała pomsty.
Listy Baronowej XYZ
U schyłku XIX stulecia cenzura rosyjska, a także carski konsulat w Galicji, nie wykazały już podobnej przenikliwości. Mimo czasochłonnych i zapewne kosztochłonnych poszukiwań nie udało się jej ustalić autora „Listów do przyjaciółki", podpisującego się Baronowa XYZ. Były one publikowane w latach 1885-1887 na łamach krakowskiego „Czasu", by następnie wyjść w postaci książki. Ukazywały w nader krytycznym świetle rządzących w Warszawie rosyjskich dygnitarzy, na których użytek sporządzono przekład, zachowany po dziś dzień w zasobach Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie. Baronową XYZ był przypuszczalnie popularny dziennikarz warszawski Antoni Zaleski (1858–1895) zwany potocznie Antałkiem. Listy zostały wznowione w 1971 r. we wzorowym opracowaniu Ryszarda Kołodziejczyka.
Opisany powyżej zabieg często stosowali zamieszkali w zaborze rosyjskim literaci: Gabriela Zapolska wystawiała pod pseudonimem Józef Maskoff swe dramaty poświęcone walce ochrany z ruchem rewolucyjnym, a Henryk Sienkiewicz pierwszą redakcję noweli „Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela" zamieścił w jednym z lwowskich czasopism („Z pamiętnika warszawskiego nauczyciela"). Bardzo się potem obawiał, aby warszawska cenzura nie rozszyfrowała autora tego, w swej pierwotnej wersji tak antyrosyjskiego, utworu. Notabene od dawna namawiam nasze oficyny do równoczesnej publikacji obu, antypruskiego i antyrosyjskiego wydania tej noweli.
Notabene ulica Mysia, przy której mieściła się centrala Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, wykazywała wprost rozczulającą lojalność wobec postanowień swojej rosyjskiej poprzedniczki. Liczne tego przykłady podaję w mojej książce „W pogoni za Europą" (w podrozdziale: „Cenzura a obraz Rosjanina"). Tu więc tylko przypomnę, iż w okresie II Rzeczypospolitej dużą popularnością cieszyły się satyryczne powieści Nikołaja A. Lejkina, mówiące o podróżach po Europie bogatej acz mało okrzesanej kupieckiej pary małżeńskiej. Warszawski cenzor Nazariewski, przeciwstawiając się rozpowszechnianiu w Królestwie polskiego przekładu powieści Lejkina „Kądy pomarańcze dojrzewają" (Kraków 1899) tłumaczył, iż przedstawia ona w karykaturalnym i szyderczym świetle rzekomy brak kultury społeczeństwa rosyjskiego. Utwór ten może się okazać po prostu szkodliwy, niepotrzebnie dostarczając pretekstu do tak ulubionych polskich kpin i szyderstwa. Uszanowała te skrupuły także i cenzura Polski Ludowej. I tu kolejny apel do naszych wydawców: niektóre z zabawnych utworów Lejkina mogłyby liczyć i dziś jeszcze na czytelników. Wymienię tu choćby powieść „W gościnie u Turków" (polskie wydanie Warszawa 1931). Para stałych bohaterów Lejkina, zwiedzając niedawno wyzwolone spod jarzma „bisurmańskiego" Bałkany, ciągle się domaga dla siebie specjalnych względów i wyrazów wdzięczności, należnych rodakom oswobodzicieli.
Mysia kontynuatorka
Nie jest rzeczą przypadku, iż z taką łatwością wydano w okresie PRL aż dwadzieścia tomów nieco nudnych w końcu „Kronik" Bolesława Prusa. Wszystkie one bowiem przeszły wcześniej przez igielne ucho carskiej cenzury, która starannie wykreślała wszelkie antyrosyjskie fragmenty czy nawet najlżejsze krytyczne aluzje. Ulica Mysia miała więc bogate tradycje, do których mogła nawiązywać; ponieważ nie sposób było, idąc za przykładem rosyjskich urzędników, zakazać pisania o narodowych powstaniach czy rusyfikacji, starano się przynajmniej, aby w odpowiednich fragmentach podręczników nie pojawiał się przymiotnik „rosyjski" (ucisk, represje, zsyłki etc.). W rezultacie wyłaniał się obraz Polski okupowanej przez trzy armie: niemiecką (pruską), austriacką oraz – carską. Jest rzeczą oczywistą, że jeśliby na skutek innego rozwoju historii Polska znalazła się w sferze wpływów komunistycznych Niemiec, wówczas kazano by pisać o wojskach austriackich, rosyjskich i – carskich, a słowo germanizacja musiałoby zniknąć z podręczników.
Inna sprawa, że to właśnie m.in. dzięki cenzurze w świadomości przeciętnego Polaka radziecka dominacja nad naszą ojczyzną kojarzyła się z okresem poprzedniej rosyjskiej okupacji i z blisko trzechsetletnią obecnością wojsk „carskich" w naszym kraju. I niewiele pomogło wizerunkowi Rosjanina kastrowanie nawet tekstów źródłowych. Wystarczy tu przypomnieć pamiętniki Henryka Kamieńskiego (1813–1866), filozofa i publicysty, w których jeszcze w 1977 r. cenzura dokonała aż 26 poważniejszych ingerencji, usuwając te wszystkie fragmenty, w których autor wypowiadał się negatywnie na temat „Moskali". Ofiarą podobnej kastracji padły, jak wiadomo, dzienniki Stefana Żeromskiego oraz jego niektóre utwory. Cenzor obawiał się tylko popełnienia błędu liberalizmu, nigdy zaś śmieszności. Jeszcze w 1977 r. ze wznowienia szkicu Stanisława Tarnowskiego o Henryku Rzewuskim usunięto dość niewinny w końcu dowcip autora „Listopada" na temat Rosjan. I nic nie pomogło, że w pierwodruku został on przytoczony po francusku...
Wszystko to były jednak raczej zadrapania aniżeli rany. W przeciwieństwie bowiem do narodów, które znalazły się w granicach Związku Radzieckiego, w Polsce nacjonalizm rosyjski nie mógł się szarogęsić w podręcznikach. Jego tryumf zbiegł się jak wiadomo z apogeum stalinizmu. W wydanej wówczas historii Łotwy można było przeczytać przedziwne zdanie, iż obiektywnym celem antyfeudalnej walki, prowadzonej przez tamtejszych chłopów w XVI–XVII stuleciu, było... przyłączenie do Rosji. Z kolei w podręczniku dziejów Ukrainy rozdziały poświęcone jej kulturze w XVII–XIX stuleciu mówiły niemal wyłącznie o wpływach rosyjskich na tę kulturę. Szczytem było wszakże sformułowane na łamach „Woprosow historii" twierdzenie, iż walka z piśmiennictwem w języku litewskim, tak energicznie prowadzona przez władze carskie, posiadała także i pozytywne znaczenie. Sprzyjała bowiem poznawaniu języka rosyjskiego, a w nim przecież były upowszechniane rewolucyjne treści, torujące drogę przyszłej rewolucji...
Lista Tabu
Jak powszechnie wiadomo, istniały tematy tabu, wśród których czołowe miejsce zajmowała sprawa zbrodni katyńskiej. Mniej natomiast wiadomo, że należała do nich i swoista obrona honoru narodu polskiego. Cenzura bardzo niechętnym okiem patrzyła na podejmowanie problemów kolaboracji, nawet gdyby dotyczyły one wyłącznie spraw dziejących się pod okupacją hitlerowską. Z tego też względu, kiedy nieżyjący już Janusz Berghauzen chciał się zająć dziejami Goralenvolku, powiedziano mu w cenzurze, iż może poświęcić temu tematowi rozdział w książce zatytułowanej ruch oporu na Podhalu. Z podobnych względów wstrzymano druk rozprawy na temat tak zwanej policji granatowej, istniejącej w Generalnej Guberni.
Przykłady można by mnożyć. Jest rzeczą pewną, iż z jednej strony cenzura nie dopuściłaby na pewno do druku „Protokołów Mędrców Syjonu", z drugiej zaś prac ukazujących szmalcownictwo jako problem społeczny o szerszym zasięgu. W jeszcze większym stopniu dotyczyło to studiów na temat stosunku niektórych ugrupowań AK do Żydów. W ogóle judaica stanowiły tabu cenzuralne; przystawali na to i historycy ukazujący dzieje Polski bez ludności wyznania mojżeszowego. Co więcej pod tym właśnie kątem kastrowano teksty źródłowe; w listach Chopina narzekania na „żydowskie" długi zastępowano zwrotem o lichwiarskich długach. Z kolei jednak w odezwach Komunistycznej Partii Polski, wydawanych przed dojściem Hitlera do władzy, a więc w okresie, kiedy była ona jeszcze za oddaniem Niemcom Górnego Śląska, hasło pierwszomajowe: „precz z hecą antyniemiecką" zastępowano zwrotem „precz z hecą antyżydowską". I tu przykłady można by mnożyć.
Powyższe refleksje były spisywane z myślą o syntetycznym zarysie dziejów cenzury w Polsce Ludowej. Pojawiło się już na ten temat sporo studiów i przyczynków, jak również cała masa materiałów archiwalnych. Warto więc przystąpić do sporządzenia podsumowującego zarysu, przy czym należy pamiętać o potrzebie periodyzacji. Inaczej bowiem działała cenzura w latach 1944–1948, odmiennie w czasach stalinizmu, jeszcze inaczej wreszcie pod berłem Edwarda Gierka. Wówczas to bowiem nastąpiło, pod wpływem rozkwitu wydawnictw bezdebitowych, znaczne złagodzenie rygorów cenzuralnych. Po 1981 r. trzeba już było uprzedzać czytelnika przez odpowiedni zapis i wykropkowanie, że w tym miejscu coś zostało wycięte.
Pożyczki ideologiczne
Na zmianę rygorów cenzuralnych wpłynął również fakt, iż od 1970 r. reżim komunistyczny korzystał nie tylko z zagranicznych pożyczek finansowych, ale i z krajowych „pożyczek" ideologicznych. Bankructwo ideologii marksistowskiej okazywało się coraz bardziej oczywiste, na znaczeniu zyskiwała ideologia endecka stawiająca na jednolite narodowo państwo. Zarówno dla zwolenników Pana Romana jak i dla pogrobowców KPP busolą ideologiczną była zdecydowana antyniemieckość. Zagrożenie od Zachodu i widmo powtórzenia się klęski wrześniowej stanowiły bodajże jedyną kładkę porozumienia między społeczeństwem a grupą rządzącą. Stąd też wynikała wściekłość Gomułki na list naszego episkopatu do biskupów niemieckich, zawierający w sobie groźbę zerwania owej kładki.
W niedawno wydanym przez Instytut Historii PAN zbiorze artykułów „Cenzura w PRL. Relacje historyków" (oprac. Z. Romek) znajdujemy sugestię, iż ukazanie się pewnych prac po 1981 r. należy przypisać liberalizmowi polityków decydujących o tych kwestiach. Jest to tylko po części słuszne. Zezwalano na pewne publikacje (w tym i wznowienia niektórych przedwojennych prac ze znakomitą syntezą pióra Władysława Konopczyńskiego na czele) również i z tego powodu, że z dawnych marksistowskich poglądów na narodowe dzieje pozostało w gruncie rzeczy już bardzo niewiele. Zaczęła natomiast tryumfować dawna wizja historii Polski. Skrajna prawica dodała do niej czynnik wyznaniowy. Dziś więc można mówić o tryumfie idei katolickiego państwa narodu polskiego, o której z takim niepokojem pisał swego czasu Jan Józef Lipski.

piątek, 22 maja 2020

Tygrys w dżungli - mural naśladowcy Henri Rousseau, zwanego Celnikiem

Autor naśladuje tu stylistykę i tematykę francuskiego malarza naiwnego Henri Rosseau, zwanego Celnikiem (fr. le Douanier).
 Fragment długiego malowidła na murze otaczającym boisko przy ul. Środkowej 9, należące do d. Ogniska Towarzystwa Przyjaciół Dzieci Ulicy (obecnie Ognisko Wychowawcze Praga Zespołu Ognisk Wychowawczych im. Kazimierza Lisieckiego - Dziadka).
Budynek w stylu rosyjskim przy ul. Środkowej 9 (zdjęcie dzięki uprzejmości portalu www.Twoja-Praga.PL)


 


 
 

poniedziałek, 11 stycznia 2016

POSUL: Skąd Warszawa brała kasę, czyli o mytach, podatkach i rogatkach.

POSUL ruszył po przerwie bożonarodzeniowo-noworocznej. Dziś wykład historyczny o dziejach podatków lokalnych w Warszawie do roku 1795. Opowiada Ernest Frankowski, praktykujący informatyk i doradca podatkowy z jednej z czterech największych kancelarii doradczo-podatkowych świata, a jednocześnie student historii już ze stopniem licencjata. Wykład o bardzo uporządkowanej strukturze, pokazujący sprawę podatków lokalnych w szerokim kontekście historycznym i geograficznym - sięgamy i do starożytności i do całej Europy.














Wcześniej, przed wykładem byłą prezentacja (i sprzedaż) kalendarza ze zdjęciami dawnej Pragi przez wydawcę, Adama Lisieckiego oraz bardzo trudne pytanie o podatki, zadane przez słynnego przewodnika praskiego, Mieczysława Maciejewskiego. Nagrodą był produkt konsumpcyjny, z którego podatki były jednymi z większych, jakie kiedyś pobierano na Pradze. Nagroda została zbiorowo skonsumowana :-)




poniedziałek, 7 grudnia 2015

Wykład POSUL: Kolonia Wawelberga

Pasjonujące opowieści o Kolonii Wawelberga, pierwszym socjalnym osiedlu w Warszawie, zbudowanym na przełomie XIX i XX wieku z funduszy bankiera i filantropa Hipolita Wawelberga. Gdzie się myli mieszkańcy, a gdzie prali ubrania, na jakie frakcje segregowano śmieci, czy wolno było trzymać w mieszkaniach zwierzęta, na co obowiązkowo szczepiono mieszkańców, jak często dyżurowali lekarz i felczer. O tym wszystkim i wielu innych rzeczach z wielkim znawstwem i swadą opowiada Andrzej Chybowski ze Stowarzyszenia Mieszkańców i Przyjaciół "Kolonia Wawelberga". Wykład zapowiada i dyplom wręcza prorektor POSUL Halina Rutkowska, to jej debiut w tej roli.

poniedziałek, 30 listopada 2015

POSUL: Mniej znane obiekty sportowe międzywojennej Warszawy














Wykładowca AWF Kamil Potrzuski, opowiada od mało znanych i zapomnianych dziś obiektach sportowych międzywojennej Warszawy.

4 dni we Wrocławiu

Taki w weekend Wrocław był
Pięknie się za mgiełką krył
Widok taki, że kopara
aż opada, a postarasz
wpatrzyć z lewej dobrze się,
To ją ujrzysz gdzieś tam w tle.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozwój terytorialny i budownictwo prawobrzeżnej Warszawy - wykład Jarosława Zielińskiego

Właśnie trwa wykład inauguracyjny siódmego roku akademickiego na POSUL. Były oklaski i tort z 6 świeczkami. Studenci ledwie się mieszczą w sali, a wykłada Jarosław Zieliński, zastępca redaktora naczelnego Miesięcznika Stolica, patrona medialnego POSUL.

sobota, 3 października 2015

Między Świętym a Skępskim jeziorem

Pozdrowienia

z dna strumienia,

bo gdy susza wielka to

Mień swe przeznentuje dno.

A na dnie leżą muszelki

żwir, i kalosz i butelki

od czajnika leży dzióbek

i gumowy... no... hołubek? ;) 

(zmniejsza lęk przed... hołubieniem,
 ;-)
a utrudnia zakażenie) 

Leży kalosz, gwóźdź i śrubka.

I dachówki kawał z łupka.

Bez potrzeby stoi most

w głębi widać go na wprost.


Wieku pół nie wydarzyła się

Taka susza w miejscu tem. :( 

Bo Dobrzyńskiej Ziemi ciek

ma wodowstręt i się wściekł. :-)