czwartek, 28 czerwca 2012

Koncert Kamanių šilelis w Centrum Litewskim

Bez mikrofonów, na luzie (za to z dziełami Stasysa Eidrigevičiusa w tle), w kameralnej sali Centrum Litewskiego afiliowanego przy ambasadzie, przy Al. Ujazdowskich 12, zagrał i zaśpiewał litewski zespół, wykonujący muzykę świata, muzykę etniczną (litewską, ale także np.  afrykańską i Aborygenów, wśród ich licznych instrumentów jest np. afrykańska kalimba i australijskie digeridoo). Muzyka tradycyjna i ludowa w ich wykonaniu jest często wymieszana z ciekawymi eksperymentami zespołu oraz poezją śpiewaną, niekiedy traktowaną żartobliwie, bo się sporo osób zaśmiewało - tzn. ci, którzy zrozumieli. ;-) 
Szkoda tylko, że streszczenia piosenek były takie krótkie, bo kto tutaj u nas w Kongesówce litewski zrozumie...  ;-) Jak mawiał Imć Pan Zagłoba o tym przepięknym w brzmieniu, choć trudnym i niezrozumiałym dla nas, Słowian języku: "rzuć o ścianę garść orzechów, to imię szlachcica lub nazwę wioski usłyszysz". ;-)
Nazywają się Kamanių šilelis, co znaczy podobno Trzmielowy borek  (czyli mały, trzmielowy las iglasty). Nazwa jest grą słowną z imionami artystów, ale podkreśla też ich związki z przyrodą oraz niektórymi dziełami dziewiętnastowiecznej literatury litewskiej. 
Trzon zespołu tworzą panna Kamila Gudmonaitė i pan Manas Zemleckas. Muzycy otrafią być wzruszający, a cały czas są radośni, zabawni, pozbawieni zadęcia i przesympatyczni, choć potrafią i rockandrolowy z pazur pokazać:

 
Więcej ich muzyki tutaj:


Jeszcze tylko głęboki ukłon w podziękowaniu za
gorące owacje....

...przy wyjściu zrzutka na autostop dla artystów...
i w drogę na podbój całej Europy i świata! :-)

Powodzenia i zapraszamy znów na dłużej!

niedziela, 24 czerwca 2012

Która wianek straciła ostatniej nocy - pilnie poszukiwana ;-)

Po ostatniej nocy (świętojańskiej czyli sobótkowej) znalezionio wianek stracony z kaczorem (cecha charakterystyczna); zaś świeczka do cna wykorzystaną była, nie ostał się po niej nawet ogarek.
Wianek utknął w szuwarach w miejscu o następuących współrzędnych:
52° 51' 52,03" N
19° 21' 10,56" E
Dostał się w to miejsce pewnie spływając z nurtem rzeki...
Ta, która ten wianek straciła, może zgłaszać się po zgubę. ;-)  
Bo pewnie ktoś tuż przed świtem tak śpiewał:

Світай, Боже, світай,
Жебы скоро день быв,
Та жебы я видів,
В хторым я дворі быв.

Ци в тым муруваным,

Ци в тым будуваным,
Ци при тым дівчатку
Шварно мальованым.

środa, 20 czerwca 2012

Najazd wsi na warszawskie Śródmieście ;-)


Nie na stodólnym klepisku, nie na dechach wiejskiej karczmy, lecz na marmurowych posadzkach Pałacu Kultury tańczą bosonogie dziewki i bosi parobcy ;-)
Słowem Chłopomania 2.0, grubo sto lat po Wyspiańskim i Rydlu.

(Tańczący jak najsłuszniej lekceważą strefę kibica, znajdującą tuż za drzwiami foyer Teatru Studio, bo dokładniej rzecz biorąc to tu impreza się odbywała - a konkretnie w teatralnej Bratniej Szatni, czyli w lewobrzeżnej filii nowopraskiego Składu Butelek).
Do tańca ze sceny przygrywają z wielkim czadem i pałerem ;-) Poszukiwacze Zaginionego Rulonu, niedawni laureaci Grand Prix Nowej Tradycji, ogólnopolskiego festiwalu Polskiego Radia. Więcej ich muzyki dobrej jakości można posłuchać (a i obejrzeć) tutaj.

Zwracam uwagę na harmonię  - pardonez le mot - pedałową ;-) na której gra koleż. Małgosia Makowska z okolic Suwałk.
A harmonia - wyprodukowała ją warszawska firma Adolf i Władysław Leonhardt.
Związki tego tego jedynego naprawdę polskiego rodzaju instrumentu z Warszawą i Nową Pragą znane tylko wtajemniczonym. ;-)
Na skzypcach gra Олена Єременко - skądinąd także z lwowskiego Burdonu. A rżnie te mazowieckie kawałki tak, jakby wychowała się na podradomskiej wsi! 

Porzucone buty oczekują swoich właścicielek z cieprliwością, ale bez nadziei na szybki powrót. ;-)

Po mikrowarsztatach poprowadzonych przez kol. Ignaca (jak się okazało zza Kanałku Bródnowskiego, czyli sąsiada "mojego" PGRu) tańczyli już wszyscy.


W akompaniament połudnowiomazowieckim melodiom włączyła się nawet brazyliska berimba. Na  parkiecie (pardon, marmurze!) nie doszło jednak do starć typowych dla caopoeiry - i całe szczęście! Powstrzymał się od nich nawet Bańbuła (który w takich sytuacjach zwykle zachowuje przyzwoitość i konwencjonalnie rżnie nożem ;-)
--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

"Kto kochania nie zna ten Boga szczęśliwy" z varsavianistycznie zaskakującym zakończeniem.


Wiejskie śpiewy przy Pałacu Kultury. Ot tak, ci którzy wyszli na chwilę z imprezy na świeże powietrze postanowili sobie pośpiewać.

sobota, 16 czerwca 2012

Kapelusz wdzięczny i zarazem dźwięczny



Gry słowne na ulicy Willeńskiej stały się grami z materiałami. Kapelusz wdzięczny okazał się też wdzięczny. Jak u Lema.
To już koncówka nocy Pragi.
"Świtać już zaczyna, kończy się prywatka" ;-)
 


Bard Pragi - pan Andrzej z Wileńskiej


Prawdziwy prażanin - ale można go spotkać i na Rynku Staromiejskim. Gdyby ktoś chciał posłuchać jak gra, proszę dać znać, mam do niego kontakt. A i Pink Floyd potrafi świetnie zagrać!

piątek, 15 czerwca 2012

Csángó na Ząbkowskiej



Okazało sie, że sie jednak znamy sprzed trzech lat z tej imprezy w Projektora przy pobliskiej Białostockiej.

--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Jazzgodki - kapela muzyki kuchennej





Bałkańskie melodie i rytmy w Łysym Pingwinie przy Ząbkowskiej 11. 
Trafiliśmy tu przypadkiem, a jaka fajna impreza.
Opisuję co jest na filmie: grają dwie przemiłe dziewczyny z Warmii, a na bałkańskim typanie gra... czarny jak noc Jamajczyk, mąż jednej z nich (a nie Nigeryjczyk, jak napisałem wtedy).

"Szkoda że Państwo tego nie widzą!" ;-) 
-- 
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Wigibasy napowietrzne pod Władkiem

Spektakl składający się z odczytywania historii Pragi, a ilustorwany nie wiem czemu pokazami akrobatek mainstreamowych na tle oświetlonego na fioletowo liceum im. Władysława IV. Uciekliśmy stamtąd szybko.

Gdy ci smutno idź do zoo

Kapela Praska gra przy Ząbkowskiej i w piosence zachwala zoo - jedną z głównych atrakcji Pragi.
W tle występu Bobby McFerrin, a z drugiej strony aniołki autorstwa Marka Sułka, wejście do galerii Jacka Schmidta i murale.
-- 
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

Seniorzy Pragi śpiewają


Podwórko słynnego zagłębia klubowego przy 11 Listopada.
Prascy seniorzy śpiewają, akompaniuje Czessband.
Jak widać młodzi słuchają, a i momentami nawet tańczą. Aplauz, owacje!

Jak widać tłum spory.

Tańczący w pędzie aż się rozmywali fotografom w kadrze :-)
A może rozmycie było jedynie skutkiem obfitości trunków w praskich barach? ;-)


Strach śpiewać pod takim muralem ;-)



Nad publicznością wiszą liny, przygotowane
do występu linoskoczkiń. Niesetety, poszliśmy
na inne linoskoczkinie i to był błąd, bo te tutaj
były podobno super.



Wyróżniająca się czarnymi strojami część publiki wyraźnie przyszła
na koncert Closterkeller, który zaczynał się dwie godziny później
w Hydrozagadce, znajdujacej się zresztą na tym samym podwórku
(vide czerwone drzwi z lewej). Czarno ubrane postacie jak z
Rodziny Addamsów były nieco zszokowane wesołą i piknikową
atmosferą tuż przed tak mrocznym koncertem jak ten, na który zmierzały.



Przed Euro 'parowki' 13N miały zniknąć z ulic.

.
Jak widać całe szczęście jednak nie zginęły. Jadę więc taką parówkową czwóreczką na Noc Pragi, siedząc oczywiście na ulubionym miejscu (nie tylko moim!)
--
Wysłano z telefonu komórkowego Sony Ericsson

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Konspiracyjny futbol okupowanej Warszawy

Opowiadają Powstańcy Warszawscy: panowie Juliusz Kulesza (autor książki "Podziemny futbol 1939-1944") i Zdzisław Sosnowski (uczestnik tych zabronionych przez okupantów rozgrywek). W telewizji tej porze jest ważny mecz, wiec temat musi być futbolowy. :-)

Poza tym dziś uroczyste zakończenie roku akademickiego i rozdanie dyplomów, o czym więcej nieco dalej.
(UWAGA!
Studenci, którzy z powodu nieobecności na ostatnim wykładzie nie odebrali swoich dyplomów, proszeni są o zgłaszanie się mailem na znany dobrze wszystkim adres mailowy lub dopisywanie w komentarzach do niniejszego wpisu na tym blogu swojego imienia, nazwiska, liczby wykładów na których byli oraz kontaktowego maila i telefonu, aby umówić się na odebranie dyplomów osobiście.)

Publiczność bardzo zasłuchana.
 



Pilne studentki z notatkami lub rozjaśniaczami
umysłu ;-) W tle jeden z wykładowców również
bardzo zainteresowany wykładem.
 

Pan Zdzisław Sosnowski pokazuje cenny sygnet, który
otrzymał (tak jak inni zawodnicy jego drużyny) za
zdobycie mistrzostwa Polski w 1946 roku.
Do kieszeni rektorskich w ramach
podziękowań ;-) nawpadało tego
dnia sporo ciekawych flaszek
z trunkami pysznymi domowymi
oraz ekskluzywnymi fabrycznymi.
(Istnieją więc obawy, że trzeba
będzie przejąć schedę po
Wernerze Schwabie i napisać
drugą część sztuki pt.
"Moja wątroba jest bez sensu".)



Po rozdaniu dyplomów - wspólne zdjęcie (z dzisiejszymi wykładowcami oraz właścielami kawiarni Sens Nonsensu, w której co roku od początku listopada do połowy czerwca zwykle się spotykamy się w ramach POSULu ok. godz. 19 na coponiedziałkowe wykłady).
Warto zwrócić uwagę, że sfotografowana przed kamienicą na rogu Wileńskiej i Zaokpowej grupa winietowana jest przez praskie bardzo elementy, jak flagi państwowe, zaparkowany rower, zaciekawiony pies, klimatyzatory, street art na ścianach oraz popalajcy sobie przy piwku na ulicy gość kawiarni. Brakuje tylko podpisów przy poszczczególnych osobach, aby było pełne tableau czyli - nazywając rzecz w języku  lengłidż - tak zwany facebook (czyt. fuj-zbuk).
 


sobota, 9 czerwca 2012

Gospel na Nowym Bródnie i inne ciekawostki tej okolicy

Dziś po południu pojeździliśmy sobie z kolegą rowerami po Starym i Nowym Bródnie. Oprócz dobrze znanych rzeczy jest tam tyle nowych ciekawostek, że starczyłoby by mi ich na kilkanaście wpisów na blogu. Jednak wszystko publikuję hurtem poniżej.

W parafii M.B. Różańcowej na Bródnie koncert Claret Gospel z Wybrzeża Kości Słoniowej. Zespołem opiekuje się misyjny zakon klaretynów.
Przed koncertem był ślub i chór zaskakując wszystkich zaśpiewał, gdy nowożeńcy i ich goście wychodzili z kościoła. Kto chce posłuchać tego zespołu niech szuka - mają długą trasę koncertową po Polsce. 
(Film zrobiony przez kolegę, bo mój nie chciał się załadować; nowy interfejs Google'a jest tak fatalny, że poważnie rozważam przeniesienie blogu gdzieś indziej.)
To chyba było niespodziewane towarzystwo na ślubnym zdjęciu - jednak państwo młodzi jak widać bardzo z niego zadowoleni.
Bez tytułu albo "Przewrócony domek herbaciany z ekspresem do kawy" Rirkrita Tiravanijii z Tajlandii to jedna z rzeźb w bródnowskim Parku Rzeźby (Sam park pomysłu Pawła Althamera, światowej sławy artysty mieszkającego na Bródnie). Od jakiegoś czasu latem w domkku jest  rzeczywiście kawiarnia, tzn. w weekendy można wypić herbatę i kawę (niestety z termosu) oraz lemoniadę oraz posiedzieć na leżaku lub wymienić się książkami, a dzieci dostają papier i kredki rysowania.
Maska legendarnego tajemniczego plemienia Dogonów (kopia, oryginał jest drewniany)

Wnętrze rzeźby z ciekawymi efektami odbicia.

Jak widać, zdzarzają się bardzo nietypowe zestawienia tych książek, które ludzie do wymiany przynoszą. Ale kto tu propagandową książkę z okresu stalinizmu przyniósł? Zakładam, że nie było to ze złej woli, tylko z niewiedzy. 
Muzeum Neonów otworzyło swoje podwoje 19 maja tego roku na Kamionku przy Minskiej 25. Część zasobów magazynowych została jednak jeszcze w garażach przy Kurpiowskiej na Bródnie.  
Garaże zrobione głównie z różnego typu starych wagonów osobowych. Spróbuję kiedyś tu odnaleźć resztki legendarnego przedwojennego elektrycznego wagonu podmiejskiego E-91 polskiej konstrukcji i produkcji, może tam są.

Gołębnik wagonowy. Ciekawe czy to był wagon pocztowy z gołębiami pocztowymi? ;-) 

Na jednym z budynków hasło komunistycznego rządu z referendum z 1947 roku. Ciekawe czy to autentyk zrobiony tuż po wojnie, czy to jakiś graficiarz w ostatnich latach się wygłupiał. Obstawiam to drugie.

Powojenny, dlugi tunel od torami. Formalnie to ul. Kiejstuta, ale naprawdę dojazd tam jest od ul. Poborzańskiej.

Motocykl z koszem wysoko na skale, w orlim gnieździe. (A dlaczego akurat orlim? Trzeba przeczytać na zdjeciu nazwę klubu motocykowego.)

Dawny przebieg ul. św. Wincentego to historyczna wylotówka z Warszawy w kierunku m.in. Wilna, tędy królowie jeździli na Litwę.
Paręnaście lat temu ruch z tego odcinka (przechodzącego dalej w ul. Malborską) skierowano na niewidoczną na zdjęciu, nowo zbudowaną jezdnię obok, a temu ślepemu teraz kawałkowi nadano nazwę ul 20 Dywizji Piechoty WP, która dokładnie tutaj miała swoje stanowiska podczas obrony Warszawy we wrześniu 1939 roku.
To co widać z prawej, to pozostałości przebiegającego kiedyś tutaj ogrodzenia PGR Bródno.

piątek, 8 czerwca 2012

Euro na Pradze - telewizor pod kapliczką

Na Pradze m.in. tak oglądano otwarcie mistrzostw: rodzinna atmosfera, telewizor, stolik, piwko i zagrycha z grilla, a wszystko pod miłośnikom Pragi dobrze znaną kapliczką z 1943 roku - na podwórku przy Ząbkowskiej 12, czyli równe 1500 metrów w linii prostej od środka Stadnionu Narodowego.
Myślałem że na moim blogu nie będzie ani jednego wpisu o tych rozgrywkach - ale mając przed obiektywem taką sytuację mimo pośpiechu skusiłem sie na i na zrobienie zdjęcia i na jego publikację w niniejszym wpisie. 
Zresztą choćby człowiek nie chciał się dowiedzieć o wynik meczu, nie włączał radia, nie czytał prasy, a uprzedzeni o tym znajomi nie poruszali tego tematu, to i tak w końcu wbrew sobie uslyszy się od przechodnia na ulicy okrzyk "jeden-zero!" - ale w tym wypadku całe szczęście nie wiadomo dla kogo. Ale skoro potem słyszy się "jeden-jeden" to już się wbrew sobie wie.

Kebab przy 11 Listopada reklamował się napisem jak na powyższym zdjęciu (chyba zresztą w tej reklamie wzorowali się na pobliskim sklepie Kurczę Pieczone, o tym właśnie). 
Przejeżdżałem tamtędy w czasie meczu inauguracyjnego i o ile dobrze z zewnątrz widziałem, w lokalu tym była obecna tylko osbsługa. W większości mijanych przeze mnie o tej porze praskich klubów, pubów, kawiarń etc. też było bardzo niewielu gości ogladających w telewizji mecze, choć lokale bardzo na nich się nastawiały. 
Część powodów takiej niskiej frekwencji widać na pierwszym zdjęciu ;-) 

środa, 6 czerwca 2012

Przejście Wenus przed tarczą Słońca


6:03

[Reszta zdjęć poniżej]
Opatuleni, wyposażeni w termosy, kanapki, koce etc. sterczeliśmy od godz 4:20 rano na pomoście nad Zalewem Zegrzyńskim (bo tam najbliższe znane nam miejsce, gdzie horyzont jest najmniej zasłonięty) i nic, tylko chmury. Wyglądało że zupełnie niepotrzebnie wstawaliśmy (ja np. po 3 godzinach snu tylko!). Postanowiliśmy się już zbierać do domu jak niepyszni, ale z głupia frant ie bez wiekszej nadziei postanowiliśmy pojechać w kierunku przejaśniającego się nieba, czyli w kierunku Nowego Dworu Mazowieckiego. Jadąc zdawaliśmy sobie sprawę, że to nic nie da, owszem mniej zachmurzone niebo było przed nami widać, ale chyba było gdzieś moze nawet nad Nidzicą czyli ze sto kilometrów dalej, bo nie zbliżało się ani trochę miarę naszego posuwania się na północ. W Nowym Dworze zawróciliśmy więc i zaczęliśmy - pogodzeni z fiaskiem obserwacji - jechać w kierunku Warszawy ul. Wojska Polskiego i gadać o czymś zupełnie niezwiązanym, a tu nagle.... STOP!

Przez okienko w chmurach prześwitywało momentami Słońce!
Zatrzymaliśmy się gwałtownie na poboczu, zmontowaliśmy teleskop i...
Jest! Na Słońcu - oprócz kilku plam - widać było czarne kółeczko Wenus!

Obserowaliśmy samą końcówkę zjawiska, tak od ok. 6:03 do 6:37 - kiedy chmur znów skryły zupełnie Słońce. Samo zjawisko kończyło się 6:55 (ostantni zewnętrzny kontakt tarcz Wenus i Słońca), ale to już skryły chmury.
Wyszło mi 14 zdjęć (wszystkie załączam poniżej, oczywiście już wykadrowane) z chyba 80, które wtedy zrobiłem i to z ręki, zwykłym aparatem, idiotenkamerą Panasonica tylko z obiektywem Leica DC Vario Elmar 28-280 mm (czyli zoom optyczny dziesięciokrotny). Zdjęcia w momentach, gdy nie było w ogóle chmur, wychodziły prześwietlone, ale fajnie wyszły te, gdzie była warstwa chmur odpowiedniej grubości, by było przez nią widać Słońce.
Trzeba kliknąć na każde zdjęcie i patrzeć blisko brzegu tarczy Słońca, tak mniej więcej na godzinie pierwszej.
Natomiast próby zrobienia fotki przez teleskop w projekcji okularowej nie dały żadnego efektu.
Z węgierskimi kociakami.... ;-)
Węgierskie okulary do obserwowania
zaćmienia Słońca, kupione w 1999 roku
w Paks.

Rozstawianie teleskopu przy drodze.
Oczywiście z filtrem, tyle że okularowym,
ale przy tak krótkim czasie obserwacji
Słońca i takim pokryciu chmurami
nie stanowi to niebezpieczeństwa
pęknięcia filtra od przegrzania.

Ja tu usiłuję coś zobaczyć, a tu
komuś jakieś wygłupy w głowie
w takiej poważnej chwili... ;-)


6:03

6:03

6:08


6:08

6:09

6:09

6:12

6:16

6:17

6:35


6:36

6:37

6:37