...a pewnie może nawet w Polsce. Cukiernia założona przez pana Zagoździńskiego w 1925 r. Piłsudski przysyłał do niej po pączki swojego adiutanta.
Jakiś czas po wojnie cukiernia przeniosła się w to miejsce przy Górczewskiej 15, na Kolonii Wawelberga.
Model biznesowy podobny jak w przypadku pyz na Różycu: jeden rodzaj towaru, a otwarte od rana do ostatniego pączka - czyli często zamykają bardzo wcześnie. No ale tutaj produkowany, legendarny towar nie wymaga najmniejszej reklamy.
w zeszły piątek zjadłam u nich pierwszego pączka i akurat była rozmowa, że kiedyś panie sprzedawczynie kupiły sobie pączka od Bliklego i przez tydzień mu się przyglądały i i w końcu nikt go nie zjadł, bo jakiś taki dziwny był ;)
OdpowiedzUsuńNa pączki koniecznie do Zagoździńskiego (a teraz to właściwie do Pani Sylwii), bo u Bliklego to raczej bliny z kawiorem. ;-)
OdpowiedzUsuńA oprócz blinów to u samgo szefa Bliklego-seniora także porady językowe oraz informatyczno-matematyczne (członek Rady Języka Polskiego, profesor matematyki, był prezesem Polskiego Towarzystwa Informatycznego).
Pradziad Bliklego terminował u pradziada Semadeniego. W czasach gdy Zbigniew Semadeni doktoryzował się w PAN, Andrzej Blikle został tam asystentem. W PANowskim Instytucie Matematyki stwierdzono wtedy: "wreszcie po 100 latach się rozstrzygnie, kto lepszy - Blikle czy Semadeni!" ;-)