niedziela, 29 stycznia 2012

Taksówkarze i cinkciarze, czyli stadionu życie po życiu

Mimo mrozu wybralem się na chwilkę na otwarcie Stadionu Narodowego.
Uczucia mieszane i to wcale nie ze względu na przeznaczenie obiektu.
Nieświadom zakazów wniosłem aparat o matrycy 7 megapikseli i dwie komórki 5 oraz 12 megapikseli.

Przed wejściem to, co zostało z poprzedniego stadionu: rzeźba Szafeta autorstwa prof. Adama Romana. Jeszcze stara, betonowa, ale ma zostać wymieniona na brązową, a betonowa wyląduje z galerii; na razie nie ma na to pieniędzy, ale nie ma co płakać.
Ale co się wygadywało o scenie, którą rzeźba przedstawia... ;-) Najprzyzwoitsza wersja mówiła, że to doliniarze przekazują sobie w biegu wyciągnięty frajerowi pekiel.
Trzeba wspomnieć, że zanim wybudowano Stadion Dziesięciolecia, przed wojną w tym miejscu było boisko żydowskiego klubu sportowego Makkabi. W czasach prezydentury Stefana Starzyńskiego zdecydowano stadion zlikwidować (mimo protestów klubu Makkabi), ponieważ przeznaczono tę okolice pod tereny wystawowe. Wojna zniweczyła te plany.

Ze względu na dość niską temperaturę (minus 10 czy minus 15) tłumów nie było:

Najciekawsze moim zdaniem miejsce jest przed wejściami, stamtąd przynajmniej jest jakiś widok.
Jednak stoi się jak pod skalnym nawisem, który na dodatek nie ochroni przed deszczem.

Wewnątrz jest gorzej, górna galeria została zasłonięta osławionymi biało-czerwonymi ażurami.
Od wiatru nie osłonią, a skutecznie zasłaniają widok na Warszawe, Saską Kępę i Pragę. A mogło to być miejsce widokowe o zaletach podobnych do platformy na PKiN - piękny widok, bo stamtąd stadionu nie byłoby widać.

Przed otwarciem okazało się, że nie wiadomo, czy dach stadionu w ogóle daje się zamykać przy ujemnych temperaturach.

Sławetna iglica zawieszona nad środkiem boiska wygląda dość groźnie. Pewnie jest to element konieczny ze względu na konstrukcję dachu, ale grać pod takim żyrandolem jakoś dziwnie.

Widok z płyty

Na koncertach tłumów nie było. Nie mogłem przyjść na godz. 15 na Voo-Voo z Hajdamakami, ale trafiłem ma T.Love. Gościem był Stanisław Sojka z pobliskiej Saskiej Kępy, zaśpiewał jeden utwór T.Love, Muniek jeden utwór Sojki.
Dla mnie oczywiście ważna była Warszawa (nagrałem prawie w całości ten legendarny utwór, ale jest za długi, by go tu u umieścić). Ale poniżej zaprezentowany (w kawałku) utwór znalazł sobie tutaj bardzo odpowiednie miejsce: "Taksówkarze i cinkciarze". A słowa "takie szare masz ciało, takie szare" jak ulał pasują do betonowego cielska stadionu...
Dla porzadku tylko wspomnę o tym, że istnieją ogromne kontrowersje związane z mniemaną potrzebą ogrodzenia tego obiektu oraz tym, że nasze normy bezpieczeństwa stadionowego są znacznie ostrzejsze od europejskich (wg. których stadion wybudowano) i chronienie imprez może być o wiele trudniejsze oraz wymagać wiekszej liczby ochroniarzy i policjantów - o kosztach tej ochrony nie wspominając.
Stadion utrudni bardzo życie Saskiej Kępie - tak jak utrudniał je przez 20 lat Jarmark Europa na Stadionie Dziesięciolecia (a wiem, co mówię, bo mieszkałem tuż obok, przy Walecznych w czasach początków tego bazaru). O zaparkowanie tam trudniej niż wieczorem na Żoliborzu i już są pomysły mieszkańcow zamienienia sąsiedztwa stadionu w strefę ruchu tylko dla miejscowych, jak na Nowym Świecie. Ciekawe, co na to restauratorzy, właściciele sklepów, biur itp.
O biurach, które mieszczą się w czeluściach stadionu, a które można będzie wynajmować, nie udało mi się wiele dowiedzieć z wyjątkiem tego, że widok mają na boisko.
Ogromem swoim stadion przytłoczył nie tylko najbliższe sąsiedztwo. Stał się on dla Pragi i Saskiej Kępy tym, czym był Pałac Kultury dla Środmieścia i całej Warszawy przez wiele lat po jego zbudowaniu, nim otoczyły go inne wieżowce.
O bezsensowności organizowania w ogóle u nas tych rozgrywek zwanych Euro 2012 w ogóle nie wspomnę. Kolosalne koszty, które nigdy nam się nie zwrócą nawet w małej części. Świadczą o tym przykłady innych miast. W ciągu ostatnich 40 lat tylko Barcelona odniosła jakiś sukces na skutek bycia siedzibą jakiś tam światowych rozgrywek.

P.S. Na fajerwerki nie czekałem, bo poleciałem na Ursynów na zupełnie inny koncert. :-)
Poza tym aby nie popsuć sobie dnia, nie zamierzałem usłyszeć choćby jednej sekundy koncertu Lady Pank.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz