Pokoncertowe łażenie z Martensem, Ajrysem ;-) i Michałem po kawiarniach na Grzybowie. Fajnie się tak spotkać w dość nieplanowany sposób z dawno niewidzianymi ludźmi.
Okazało się, że jedynym pisadłem, które mieliśmy do dyspozycji, aby sobie coś narysować czy napisać, był pędzelek do japońskiej kaligrafii. W ogóle dzień był dosyć japoński. ;-)
Zaczęliśmy od ostatniego chyba w tym roku ogródkowania w "Café Próżna", a kończyliśmy w "Pardon, to tu", gdzie jest knajpiany (chyba?) pies bardzo sympatyczny, ale tak nieruchawy, że niektórzy go biorą za dywan. ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz