czwartek, 14 lutego 2013
Po moim wieczornym, czwartkowym wykładzie kolega zawiózł mnie swoim czołgiem ;-) do siebie na kolację na Kolonię Wawelberga. Znów tatar, tym razem wołowy, jak zwykle w jego wykonaniu przepyszny, choć z ogromną ilością cebuli (podobnie jak surówka), bez jajek i z olejem zamiast oliwy. Kolega wie jednak, jak go przyrządzić, żeby było smacznie. Piwem do tatara pitym jednak nie ma się co chwalić, więc przemilczę. Zmęczeni byliśmy tak, że żaden nie kwapił się do pójścia do pobliskiego sklepu i zjedliśmy tatara ze znalezionym w kredensie eternitem. Deseru też jak zwykle tam nie było, dopiero w domu po północy wypiłem hebratę i zagryzłem bananem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz