Jestem zdecydowanym wrogiem wszelkich reżimów, tłamszących bezlitośnie w ciągu kilkugdziesięciu lat lat pół Europy i wiele krajów poza nią. Z dumą określam się ulubioną obelgą michnikowszczyzny: "zoologiczny antykomunista" (i przy okazji antyfaszysta, bo przecież oba te systemy z etyczego puntku widzenia to prawie to samo, rożnią się jedynie szczegółami organizacyjno-technicznymi). Tych, którzy twierdzą, że teraz jest po prostu tak samo źle, jak w tamtych czasach lub nawet że wtedy było lepiej, niż obecnie, uważam za kompletnych ślepców lub działających ze złych pobudek manipulatorów.
Jednak trzeba prawdzie spojrzeć w oczy: co myśmy najlepszego przez te lata nawyprawiali? Co zrobiliśmy z krajem i ludźmi, z naszymi szansami na lepszą przyszłość, do czego dopuściliśmy? Jak mogliśmy zezwolić na taką etyczną, estetyczną i epistemologiczną degrengoladę, czemu się jej nie sprzeciwialiśmy? Czemu zamiast kontynuować wychodzenie z tego rynsztoka, do którego nas spychał celowo system sowiecki, sami z własnej woli zaczęliśmy się w nim zanurzać z powrotem?
Gorzka, gorzka rocznica. Niestety, właściwie nie ma czego świętować. Trzeba bić się w piersi - nie za rok 1989, ale za lata następne.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.