czwartek, 30 maja 2013

Śniadanie przy świecach czyli warszawskie słoiki à rebours

Śniadanie przy świecach (sic!). Chłodnik z jajkiem i z widokiem na miasto z ostatniego piętra Domu Aktora. Na pierwszym planie budowa teatru - i to już czerdziestoletnia budowa! ;-)
P.S. Mieszkający w Warszawie niewarszawiacy są nazywani przez rdzennych warszawiaków słoikami przez to, że do Warszawy zwożą ponoć co tydzień prowiant w słoikach, przygotowywany przez mamy i babcie gdzieś na prowincji. Postanowiłem więc zrobić odwrotnie, to znaczy jadąc z Warszawy w odwiedziny do znajomych pracujących chwilowo w Lublinie (choć tam niezameldowanych!), zabrałem z sobą słoik chłodnikiem, zrobionym w jednej z praskich knajp - nie ma go tam w codziennym menu niestety, bo chłodnik bardzo dobry. :-)
Warszawski chłodnik w Lublinie.
Tak czy owak zostałem słoikiem à rebours. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz