Marszałkowska 114 nieistniejąca, Złota 11 obecnie 7/9 częściowo istniejąca
W latach 1830-32 XIX wieku, u zbiegu wówczas peryferyjnej Marszałkowskiej z ulicą Złotą, w miejscu po starym dworku bankier Aleksander Wertheim wzniósł jednopiętrową, prostą kamienicę, z myślą o ulokowaniu tu fabryki tapet.
Do 1868 r. fabryka egzystowała pod firmą Henryk Rahn i Albert Vetter, później przejął ją król tapet Franaszek, a po jego wyprowadzce na Wolę budynek zmieniał właścicieli, aż u schyłku XIX wieku w przebudowanym domu na parterze ulokowały się liczne sklepiki, a na górze hotel Metropol, należący raczej do trzeciorzędnych. Pojawiał się na łamach prasy przy okazji takich sensacji kryminalnych jak np. samobójstwo "romantycznych kochanków" w styczniu 1911 r.
Puste fabryczne hale prowokowały do wykorzystania ich w celach kulturalnych. Już w 1912 w zaadaptowanych pomieszczeniach pojawił się kinematograf Olimpia, później teatr Ananas. Po jego upadku pojawił się Nowy Ananas, gdzie debiutował wamp naszego przedwojennego kina, Ina Benita, teatrzyk Osa, który w grudniu 1932 r. ustąpił miejsca teatrzykowi Bomba kierowanemu przez Czermańskiego, która dla odmiany zamknięto już w kwietniu 1933 r. ustępując miejsca kolejnym przybytkom lekkiej rozrywki.
Od strony ulicy Złotej znajdowało się wejście do najdłużej działającego tu przybytku – restauracji Pod Bukietem. Nazwa wywodziła się od dawnego właściciela, Bocqueta, od którego lokal wykupili dawni pracownicy i stworzyli przybytek dość znany i obszerny – w dwóch salach stali bywalcy mogli spokojnie biesiadować w gabinetach i lożach, oddzielających ich od pozostałych gości.
Wśród licznych sklepików i firm znajdywaliśmy tu również cukiernię, małą filię Ziemiańskiej, perfumerię i znany salon fryzjerski Ewarysta Zdzienickiego – Ewaryst – działający od 1895 roku.
Już w latach trzydziestych planowano likwidację starej kamienicy i zastąpienie jej nowoczesnym, sześciopiętrowym gmachem, ale zrealizowano tylko cześć od strony ulicy Złotej, resztę prac zaś przerwała wojna. Kamienica dotrwała do 1944 roku, po wojnie zaś zburzono ją stawiając w tym miejscu Dom Handlowy Sawa.
We wspomnianym teatrzyku Ananas od 1930 roku tańczyła Jadwiga Wielgus, bardziej znana pod scenicznym pseudonimem – Iga Korczyńska. Brunetka, o egzotycznej karnacji skóry, czarnych oczach zwana również Czarną.
. "Kto widywał ją ostatnio, a tańczyła przeważnie niemal nago, podziwiał jej idealnie harmonijną, bardzo kobiecą budowę o zachwycającej linii bioder, pięknej, nieco śniadej karnacji, prześlicznie umodelowanych nogach (rzadkość u tancerek ze szkołą klasyczną posiadających zazwyczaj zbyt muskularne łydki)" - tak ją wspominał krytyk teatralny, Henryk Liński.
Ta utalentowana dziewczyna bardzo wcześnie rozpoczęła przygodę z tańcem. Już w wieku 13 lat występowała na deskach Teatru Wielkiego na deskach Teatru Wielkiego w dziecięcych partiach baletów, ale karierę po trzech latach przerwała śmierć ojca. Na barki tancerki spadło utrzymanie matki i chorej starszej siostry. Zrezygnowała z baletu i została tancerką rewiową. Nie narzekała, mimo, że, jak wspominała, praca w teatrzykach i wodewilach wiązała się z tym, że kazali jej tańczyć niemal nago.
- Dobrze się z tym czuję, bo wtedy mogę tańczyć całym ciałem. Nie wyobrażam sobie, żeby moja czysta sztuka budziła u kogokolwiek myśli... nieczyste! - mówiła. Jako tancerka zarabiała kilka razy więcej, niż w balecie.
Początkowo występowała w teatrzyku ogródkowym „Wodewil” na Nowym Świecie, potem w „Mignon” na Marszałkowskiej, aby wiosną 1930 przenieść się do „Ananasa”, dość znanego w ówczesnej Warszawie.
O jej talencie świadczy fakt, że w czasie, gdy występowała w Mignon zabiegał o nią słynny Siergiej Diagilew, organizator i kierownik słynnego zespołu „Les Ballets Russes”. Diagilew przyjeżdżał od czasu do czasu do Warszawy i porywał najcenniejsze siły taneczne. Iga odmówiła i to pomimo olbrzymiej gaży, jaką proponował Diagilew. Odmówiła również później, w czasie kryzysu, gdy taniec w teatrze nie przynosił takich profitów, kiedy zaproponowano jej pracę w charakterze tancerki dla gości w pobliskiej Adrii.
Powodem tej rezygnacji z kariery okazał się starszy o pięć lat Zachariasz Drożyński, przystojny student, ale jednocześnie niebieski ptak, chorobliwie zazdrosny o swoją towarzyszkę. Doprowadził do tego, że musiała zmienić partnera do tańca i zgodził się dopiero, gdy został nim inny, posądzany o skłonności homoseksualne. Zabronił pracy u Diagilewa i w Adrii, a jednocześnie zabierał jej wszystkie pieniądze i przepuszczał je na wyścigach konnych i alkohol, od czasu do czasu strasząc ją rewolwerem i grożąc, że ją zabije.
- Jestem w okropnej rozterce duchowej. Kocham jego i kocham taniec. Bez jednego, ani drugiego, żyć bym nie mogła…
Tancerka popadła w długi. Po czterech lata odważyła się zerwać z Drożyńskim i rozpoczęła pracę w Ananasie …
4 sierpnia 1931, około dziewiętnastej, Drożyński niespodziewanie pojawił się w teatrze. Podobno nie zdradzał żadnego zdenerwowania, usiadł w poczekalni i przeglądał gazetę. Niespełna godzinę później do poczekalni weszła Korczyńska. Drożyński zerwał się z miejsca i ruszył za nią. Przerażona tancerka szybko skierowała się na widownię, Drożyński również. Oboje weszli z widowni do korytarzyka prowadzącego do garderób artystów. Drożyński powiedział coś do Korczyńskiej. W odpowiedzi rozległ się śmiech dziewczyny. W tym momencie wyciągnął rewolwer. Artyści ubierający się w garderobach usłyszeli strzały i przeraźliwy krzyk Igi. Powstało zamieszanie trudne do opisania. Cały personel teatru zgromadził się na korytarzu, gdzie Iga leżała na podłodze ciężko ranna, ale przytomna. W tej samej chwili sprawca zamachu strzelił do siebie i również upadł na ziemię. Jak się potem okazało, do siebie strzelił mniej celnie, bo zranił się tylko lekko w lewy obojczyk. Wezwano pogotowie. Biedna Iga z trudem wydobywała głos z przestrzelonych płuc:
- Ratujcie mnie! Duszę się…
Zabrano ją do szpitala Dzieciątka Jezus, gdzie zmarła przed północą.
- Raniona dwiema kulami w piersi na wylot tancerka padła, brocząc w kałuży krwi i dając słabe oznaki życia - donosił "Kurier Poranny".
Koledzy Igi wiedzieli, że tancerka jest ciężko ranna, ale wierzyli, że uda się ją uratować. O śmierci dowiedzieli się dopiero przy końcu przedstawienia, które, choć opóźnione, odbyło się normalnie. Dochód z tego przedstawienia przeznaczony został dla rodziny Igi Korczyńskiej
Proces Drożyńskiego odbił się szerokim echem. Ostatecznie został on skazany na 8 lat ciężkiego więzienia. Sędzia przychylił się do argumentów adwokata mordercy, że zabił on w afekcie, z zazdrości, bo narzeczona go zdradzała. Sąd apelacyjny zmniejszył jeszcze tę karę do lat sześciu. Zabójca zdążył wyjść z więzienia przed wybuchem wojny i pracował jako kasjer w jednym z warszawskich teatrów. Podobno zginął podczas bombardowania Warszawy we wrześniu 1939 roku.
Zapomniany grób Igi Korczyńskiej znajduje się na warszawskich Powązkach, ale pamięć o tragedii przetrwała wojnę. Jeszcze w latach siedemdziesiątych przypominał o niej Jan Kobuszewski – Dziadek w Rodzinie Poszepszyńskich, śpiewając:
„Tancereczka - panna Iga
Z teatrzyku "Ananas"
Była moją utrzymanką
I kochanką jakiś czas …”
To ostatni, przedwojenny adres Janusza Korczaka (Złota 8 m 4)
i Monika Piątkowska - "Życie przestępcze w przedwojennej Polsce" (PWN 2012)