Dzisiaj rano zabytkowa praska parowozownia została zburzona przez bandyckie vernichstungkommando, wynajęte przez firmę B. z miasteczka O.W.
(Nie wspominajmy nawet tych obrzydliwych nazw, tak jak kiedyś starano się nie wymieniać nazwisk folksdojczów czy nie używać nazw ulic, nadanych przez zaborców i okupantów.)
Nie zdążyliśmy obronić nawet resztek tego ważnego zabytku historii, techniki i architektury.
Wczoraj późnym wieczorem znalazłem alarmujący artykuł w ŻW, że coś niedobrego może się dziać. Zadzwoniłem od razu do znanego obrońcy praskich zabytków z pytaniem, co mogę zrobić. Powiedział mi, żeby zebrać ludzi na 5:40 rano na niedzielę, bo celowo niewymieniona wyżej, bandycka firma B. miała zezwolenie na zajęcie pasa drogowego al. Solidarności od rana od niedzieli właśnie. Zdziwiłem się, że nie robimy zbiórki w sobotę rano, ale uznałem, że on wie lepiej i zawiadomiłem wszytkich znanych mi ludzi, którzy mogliby pomóc.
Gdym dziś, czyli w sobotę, tuż po południu jechał na Stadion, zadzwoniła do mnie inna obrończyni praskich zabytków, uspokajając, że pozwolenie na prace budowlane dla firmy B. jest już dawno nieważne i żeby się nie przejmować, bo nic się parowozowni nie stanie, że będą tylko zabezpieczać teren od strony al. Solidarności, a rozbiórka byłaby nielegalna. Dziwiła mnie taka postawa, przecież wiadomo wszystkim trzeźwo patrzącym na rzeczywistość, że żyjemy w państwie bezprawia, o czym coraz niestety częściej można się przekonać.
Chwilę później byłem koło parowozowni, a właściwie koło ruin w jej miejscu. Wyglądało to jak ruiny getta w 1944 roku. Koparka burzyła resztki muru, terenu strzegło kilkudziesięciu ochroniarzy. Przy wjeździe od Wileńskiej zastałem grupę przygnębionych zburzeniem ludzi, w tym rzeczonego obrońcę pamiątek historycznych Pragi i wojewódzką konserwator zabytków. Porozmawialiśmy chwilę bezradnie i rozjechaliśmy się - każdy w swoją stronę.
Zdjęcie i film były zrobione tuż przed godz. 15, gdy wracałem do domu.
Nec locus ubi Troia fuit.